Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Walery.bikestats.pl
  • DST 135.30km
  • Czas 05:28
  • VAVG 24.75km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieszczu w deszczu... :)

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0



Historia będzie krótka, za to obrazków nieco więcej...

Plan1.

Ponieważ dziewczyny prażą się w... Trzęsaczu :) miałem do nich pojechać, zjeść musli z muszli i wrócić następnego dnia, bo w sobotę praca czeka lekka, łatwa i przyjemna :)
Okazało się, że praca lekka, łatwa i przyjemna miała wydarzyć się niespodziewanie w piątek też...
No to lipa..

Plan 2.
Ponieważ piątkowa lekka, łatwa i przyjemna praca nie zaistniała, bo w Krainie Gospodarności ;), czyli w Poznaniu, ktoś zapomniał :), że akustykowi też trzeba zapłacić :), pomyślałem sobie, że wreszcie pojadę do Leśnej :)

Ale nie...

Plan 3.

Ponieważ, nie wiem kiedy wyłączyłem budzik nastawiony na godzinę 5.00, naturalną konsekwencją tegoż dziwnego zdarzenia było jeszcze bardziej dziwne zjawisko: wstałem po dziesiątej :)

Wobec powyższego wyluzowałem się doszczętnie pod lodowatym porannym ;) prysznicem i bez napinki na cokolwiek postanowiłem pojechać do Witkowa między Kożuchowem a Szprotawą, by pofotografować sobie średniowieczną wieżę mieszkalną w niezbyt dobrym stanie, choć kompletną.

Ruszywszy, spojrzałem na bagażnik i mało nie spadłem z roweru :) Z tyłu dyndał zestaw na czterysta kilometrów, a jadę na jakieś niewiele ponad sto :) i nawet espedy przełożyłem z Maryśki do Holownika :) Kabaret...

Nieco się zdziwiłem jadąc przez miasto, bo było jak wymarłe niemal...






Kilka intensywnych neuronowych transportów i jest!!! Przecież dziś święto kościelne! To wyjaśnia, dlaczego w jednym z najbardziej czerwonych miast Polski ulice są puste w dzień tzw. wolny... Za to przed konfesjonałem kolejki kłamczuchów :)

Skoro wieża mieszkalna średniowieczna, to i zamek być musi :)

Kożuchów i jego jedna z perełek:









Eh... gdybym tak zawsze jechał zgodnie z wymyślonym wcześniej planem, to... zanudziłbym się niemożliwie...
Radośniejszy po rozmowie na przystanku z miłym starszym Panem, zapomniałem skręcić pierwszym możliwym zjazdem na Witków :)
Korzyści z tego są takie, że mogłem z politowaniem spojrzeć na cececa polkowice( przynajmniej taki miał strój i rower), którego mina mimo, że zasuwał zacnie mówiła: dlaczego moje duraacze musi jechać w deszczu, nie zdążyłem zwiać przed deszczykiem... Ojej...
A ja, siedząc sobie beztrosko na przystanku zajadałem się tłuszczem czekoladopodobnym z super sklepu i zawzięcie dyskutowałem  ze wspomnianym mieszkańcem  Borowiny. Ale to było fajne :)

W Pasterzowicach skręciłem wreszcie na Witków, choć niewiele brakowało, a pojechałbym dalej, na Szprotawę i Żagań ;)






Ponieważ nawierzchnia zaczęła się robić downhillowa, wobec tego zluzowałem jeszcze bardziej i... sielanka pełną gębą... :)

Przypomniało mi się w międzyczasie, że dziś ma po południu być sporo lokalnych opadów deszczu ( dobrze, że nie gówna ) i nadałem nowy sens mojej przejażdżce: Przednim kołem prosto w burzę! :)_ Trochę początkowo kiepsko mi szło, bo asfalt mokry a, a ja jeszcze nie :)




Mylił by się ten, który by pomyślał, że Witków i okolice, to zatęchłe wiochy. Wprawdzie zatęchłe i do tego faktycznie wiochy, ale z rasową historią.

No i stało się: podczas sielankowej przerwy gastro na przystanku w Witkowie spadł pierwszy  porządny deszcz. Uwaga! To nie była ulewa, a zwyczajny ciepły, sierpniowy deszcz :)

Pożarłem dwie buły uszykowane na Leśną i gdy ruszyłem, po paru metrach zajarzyłem, że nie w tą stronę :) Ale, że nie chciało mi się już zawracać, z wymuszonym lekkim żalem pomknąłem w stronę Siecieborzyc, które historię swoją mogą z dumą prężyć na mapie.








To właśnie kolejny deszczyk przed Siecieborzycami...


Poniższy budynek ciągle stoi pusty i nic. Po prostu nic... Nie obchodzi mnie, czy to jest państwowe, czy prywatne. Jest już zabytkiem i powinien błyszczeć, lśnić dawać świadectwo...historii. A tu nic...





Mnie najbardziej urzeka niezwykle harmonijny... podjazd




Dwadzieścia lat temu, gdy ledwo co dojeżdżałem tam, a zwłaszcza ledwo co wracałem moim czerwono metalicznym Wagantem z chromowanymi błyszczącymi obręczami i białymi chwytami, ten budynek wyglądał tak samo. To niedopuszczalne i smutne zarazem...

Później na Chotków a tam... ;)









Właśnie tak! Wreszcie mi się uda i wjadę w burzę :)





Już jest po lewej i za chwilę...





No cóż... Miałem wjechać w burzę ?





No to wjechałem :)

To bardzo proste zadanie, tak samo jak jazda między deszczowymi chmurami. Wystarczy znajomość terenu i niekoniecznie sokoli wzrok :)

Po dłuższej chwili mokrych rarytasów taka oto niespodzianka:


Broniszów :)




















I mimo, że coś tam się dzieje, to jednak stan daleki jest od moich oczekiwań. Tak. Dwadzieścia lat temu wyglądał tak samo.

I refleksyjnie: Nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że socjalizm był fajny, bo można było jeździć na wczasy, a ocet był w każdym sklepie...

A w nagrodę po deszczowej piosence:










Właściwie po tęczy przejażdżka mogła by się zakończyć:) Lecz po punkcie kulminacyjnym nastąpić musi (bądź powinno) wyciszenie...


Oto i ono:






































Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!