Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Walery.bikestats.pl
  • DST 120.40km
  • Czas 04:35
  • VAVG 26.27km/h
  • VMAX 56.80km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Najlepszy z najlepszych: Tesla.

Sobota, 25 czerwca 2016 · dodano: 26.06.2016 | Komentarze 4



Trop:


Piękny słoneczny poranek nastroił mnie do krótkiej przejażdżki, choć wiedziałem, że będę miał niedosyt, bo po południu praca. Lekka, łatwa i przyjemna :)
Ruszyłem nieśpiesznie, bez pomysłu... Na Trasie Północnej, w Zielonej Górze przekonałem się jaki to dziś będzie wiaterek i ruszyłem z radością pod włos, tym bardziej, że ciepło jednak było ;) Wiatr dość odważnie sobie poczynał, więc obaw o usmażenie nie miałem. Mimo temperatury, co powyżej trzydziestu stopi, dramatu nie było.
Przypomniało mi się, że w soboty nie wypada jeździć do Nowogrodu Bobrzańskiego drogą 27, to w Świdnicy skręciłem na Strawberry Fields czyli Ochlę :) Dalej na Niwiska i stamtąd do 27, po czym skręciłem na Żary i pomimo, że było pod słońce, to było też pod spory wiatr i nie wyparowałem. Właściwie, aż do Żagania jechałem suchy :))) Dziwne, lecz tak właśnie było...






Jak zwykle w Żaganiu coś poszło nie tak :)))  Gdy podjeżdżałem pod sklep przy wyjeździe na Brzeźnicę spadła jedna duża kropla ;) A za chwilę...











Cóż... Spodziewałem się tego od samego wyjazdu z domu i tym razem nie wziąłem chińskiej pelerynki, choć wygląda to wszystko jakbym jechał do Chin :) Temperatura z grubo powyżej trzydziestu spadła pewnie do chudo powyżej wspomnianych trzech dyszek, to i bez stresu wsiadłem na rower i pojechałem sobie dalej :) Już za chwilę było tak:





Właściwie już prawie sucho, a i ja sam osobiście dopiero tu się spociłem :))))))





O burzowo - elektrycznych zapachach nie będę się rozpisywał. To jest moje i już :) Jak zwykle w takich okolicznościach po łbie zakręciła mi się biografia Tesli i poczułem się jak jego asystent, którego mistrz wysłał na pole po garść elektryczności...





Z burzami tak bywa, że są, a później są znowu :) Czekałem na tę chwilę niecierpliwie.... Niech nikogo nie zwiedzie zdjęcie zrobione spod wiaty przystankowej. Innej możliwości nie było  :) Telefon w mig zalałby się w trupa :) Już po chwili delektowałem się ulewą, nawałnicą i gradobiciem ;)




Odcinek z Dzietrzychowic do Brzeźnicy był niezły ;) Pola, boczno - wryjny wiatr i nawałnica. Od wspomnianych Dzietrzychowic notorycznie wjeżdżałem w środek burzy jadąc strumieniami, którymi płynęły wszystkie gałęzie świata :) Fantastyczne doznanie, tym bardziej fantastyczne, że w temperaturze około trzydziestu stopni.






Strumyk powyżej, przy wyjeździe z Kotowic dość niemrawo oddaje warunki jazdy. Ulewa tu na moment odpuściła by aż do Niwisk raczyć mnie dalej gradem. Nie był duży. Jak borówki  z Ameryki, lecz jeden dał mi się we znaki i świat mi zawirował ;) Ale, co? Ja nie dam rady? He, he... :) W Niwiskach  wpadłem do sklepu po znickersa, napiłem się nieco wody, bo gorąco wszak było i pojechałem w ulewie dalej. W Pielicach, na przystanku zrobiłem kolejne foty. Znać już było, że za chwilę koniec przygody :(






Bo po minucie... I jak tu nie kochać burzy z piorunami. Kilka chwil, a wrażeń na tydzień :)






Podało później cały czas, lecz to już nie to co wcześniej. Teraz było widać cokolwiek. Wcześniej niekoniecznie ;)
No i w Zielonej Górze, na ulicy Jaskółczej  rozczarowanie... Niemal sucho, choć i tu coś delikatnie popadało. 





Niestety, o ile w trasie byłem tylko mokry, rower także, to po wjechaniu do tzw. miasta usyfiliśmy się kompletnie. Miałem wrażenie, że jadę w długich spodniach tak bardzo oblepiłem się miejskim chłamem... Na koniec wspomnę, by nieco dramatyczności dodać historyjce dzisiejszej, że na obwodnicy Żagania złapałem gumę, co mocno mnie zdziwiło. Jakże to, Durano Plus i gumy? Heh, w domu okazało się, że to dętka przy wentylu się zmęczyła. Tak, tak jechałem dalej na duranowym kauczuku.:) Prawie jak na fullu :)  Za to kocham też moją Meridę, że pozwala mi na takie ekstrawagancje :) Ciężka, skrzypi, na flaku pociśnie,  a wyrozumiała jak nikt inny... I jeszcze mądrości bez ości: 
To nie była wycieczka w upalny dzień, oj nie... :))))))


Kategoria Merida, Sto plus



Komentarze
mors
| 21:53 wtorek, 12 lipca 2016 | linkuj No właśnie to jest najgorsze w burzach...chociaż zimą, w piaszczystej solance jest jeszcze gorzej, a jeżdżę ile wlezie. ;) I czyszczę praktycznie codziennie - to dopiero jest udręka. ;]
Walery
| 21:45 wtorek, 12 lipca 2016 | linkuj Lubię się zmagać z burzami, zwłaszcza gdy jest ciepło, lecz nie znoszę czyszczenia roweru po burzy, szczególnie gdy dopadnie mnie w mieście, kiedy to cały miejski syf zbiera się tylko na moim rowerze ;) W ogóle nie lubię czyścić roweru :)
mors
| 00:20 piątek, 8 lipca 2016 | linkuj W tym sezonie jeszcze nikt z burzami nie wygrał. ;)

Miasteczko na Ż. to w ogóle jeden wielki kapeć. :)) Chociaż nawet i tu moje pancerne Dębice nigdy nie zaliczyły wpadki...
Trollking
| 19:21 niedziela, 26 czerwca 2016 | linkuj Skoro burze sprawiają Ci tyle radości to nie chcę myśleć o codziennych nirvanach przeżywanych w przypadku zamieszkaniu np. w Indonezji :)

Z drugiej strony - takie upały lepsze niż inne ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!