Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Walery.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:1841.83 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:51:04
Średnia prędkość:26.02 km/h
Maksymalna prędkość:55.80 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:87.71 km i 2h 33m
Więcej statystyk
  • DST 512.90km
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

KMR, czyli poszukiwanie jajek z dwoma żółtkami. Triada - danie główne.

Sobota, 1 sierpnia 2015 · dodano: 04.08.2015 | Komentarze 5



Gwoli wyjaśnienia: To jest oficjalny(?) ślad trasy maratonu. Być może były jakieś drobne korekty, lecz na tyle dla mnie nieistotne, iż nie śmiem kruszyć kopii o 732 metry, w tę, czy też w inną stronę...


Do rzeczy:

1. To był mój pierwszy raz w dużej grupie... Bałem się dość intensywnie, bo nie znałem zupełnie specyfiki takiej jazdy. Jak należy się zachować, a jak nie. Czytanie o tym to jak...:( tak, tak Elizium :) ) tańczenie na temat architektury.  Do Kórnika dotarłem po południu, zalogowałem się w rowerowni i nieśmiało (bardzo) wygrzewałem się w drugim rzędzie przy ognisku :)



Ludożerka, okazała się być bandą sympatycznych i jeszcze bardziej sympatycznych zakręconych mniej lub bardziej ludzików. To mnie ośmielało, lecz ja dzikus jetem, więc trwało to dłuuuugo..., bo aż do następnego dnia ;)

Zdecydowałem się na udział w takiej rowerowej uroczystości, bo: blisko, z ciekawości jak to będzie i z chęci poznania ludzi o których dotychczas tylko czytałem. Wirtualna znajomość jest jednak dla mnie nieco ułomna.
Serdecznie i z wdzięcznością dziękuję za tę przygodę Organizatorom: Krzysztofowi( Elizium), a także tym spośród nich, którzy byli niewidzialni. Chylę czoła, przed Kotem, Wilkiem i Tomkiem, za konsekwentną realizację koncepcji tego maratonu, czyli jazdę wspólnymi siłami, ze wsparciem dla tych którym zły duszek szeptał: odpuść, jesteś już zmęczony(a),  po co masz jechać do końca... Tak to sobie wyobrażałem, i tak też było. Razem. To niezwykłe. Nie wiem co napisać o przebiegu maratonu, bowiem interesuje mnie zazwyczaj samo kręcenie, nie zaś analizowanie, co, gdzie, na którym kilometrze... Nie umiem tak... Wolę czerpać przyjemność z samej jazdy niż pławić się, chełpić się cyferkami...Jedno jest pewne: Bardzo miło gawędziło mi się z Emesem, Keto, Kahą ( choć chyba tylko chwilę), Jubudubul, także często mnie zagadywał, choć ja, nie wiem czemu akurat średnio rozmowny byłem ;)

Z przygód moich własnych godnym odnotowania jest fakt, że jakieś piętnaście kilo przed Chodzieżą, otrzymałem się sygnał od matki natury, że na pobliskim leśnym parkingu rośnie mech, i że to może mnie zainteresować. Skusiłem się :) Mech faktycznie był wyjątkowy i dość długo mu się przyglądałem. Ale, zaraz, zaraz... przecież trzeba jechać dalej :)  No i w panice ruszyłem, by dogonić grupę :) W Chodzieży szybki telefon i konsultacja z rmk ( dziękuję!), czy na pewno, ale tak na pewno dobrze jadę( nie miałem gps, tylko papierowe zapiski). Okazało się, że zapiski są godne wypasionego garmina, więc za jakiś czas dołączyłem do peletonu:) Uff... Pozwalam sobie zamieścić zdjęcia nie mojego autorstwa i mam nadzieją, że nikomu tym samym kolca w oponę nie wbijam:)



Przed startem na rynku w Kórniku



Gdzieś w trasie ( dzięki uprzejmości Trollkinga, już wiem: czewo dymasz stare... Ups... ;))) Dymaczewo Stare :)  )



Pierwszy postój w Grodzisku Wlkp.



Chyba jedyna guma na maratonie, okazją do chwili relaksu...



Micha się cieszy... :)



Choć kilkanaście godzin później  morda jak prawie po połówce :))))



Fantastyczne barierki... ;)




O poranku w Śremie





Remont za Czarnkowem




Razem, to razem, nie inaczej.:)



Po wręczeniu okolicznościowych medali...



Jeść, pić ....




Nie ma w tym krzty nieskromności,. Zaiste król imprezy i moc doświadczenia w jednej osobie.




Postój w Piotrowie i przepyszny makaron, nawet był, lub miał być w wersji wege :)



I jeden z tych niewidzialnych, którzy nas wspierali.



Brama, jako idealna linia mety :)



Sieraków



Dobrze jest znać właściwe miejsce w szeregu...



Ups... :) To znowu start :)




Przez pola i szutry....




Zjazdy i górki....



Z medalem na klacie :)

Wielki szacun, szczególnie dla Kahy, ogólnie dla dziewczyn i mniej lub bardziej emtebowców.  I choć w grupie jest wyraźnie inaczej niż solo, to jedno jest pewne: Pińćset, to zawsze jest pińćset.  To nie podlega dyskusji, bo nie tańczy się na temat architektury...
Było mi dobrze, chciałem tego, miałem nadzieję, że tak będzie i tak było!!! Jestem przeszczęśliwy :)

I na koniec ( także nie moje wideło) z naszych harców wokół Kórnika