Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Walery.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2016

Dystans całkowity:1231.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:46:24
Średnia prędkość:26.55 km/h
Maksymalna prędkość:71.30 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:153.97 km i 5h 48m
Więcej statystyk
  • DST 177.30km
  • Czas 06:17
  • VAVG 28.22km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zigaretten und getranke aus Polen...

Niedziela, 29 maja 2016 · dodano: 29.05.2016 | Komentarze 5

... Stadt Guben... Zanim jednak o Gubinie, to serdecznie niecierpliwię się, aż dopadnę koleżkę z zielonego, butelkowego folk wagena. Oczywiście FKR!!!! To tylko kwestia czasu... Po raz kolejny, tylko sobie zawdzięczam,że cały wróciłem do domu... Po raz kolejny FKR!!!  Z wrażenia ledwo dojechałem do Bobru i zrobiłem postój na przystanku przy skręcie na Dychów. Ze stresu zżarłem cały zapas super biszkoptu mojej Żony, który podobno nie wyszedł i nadawał się tylko dla rowerzysty ;) Droga między Krosnem Odrzańskim a Gubinem jest ciągle w słońcu, to i  na tym kawałku zagotowałem się :) Dobrze, że chociaż porządnie wiało!

A! Przed Krosnem zdarzyły mi się takie oto foty:





Gryżyński Park Krajobrazowy... Wart każdego zajmowanego metra! Klimat, klimat, klimat!





Gostochorze, przed Krosnem Odrz. i drzewo do samego nieba z korzeniami aż do Australii :)





Fascynuje mnie przekaz tego znaku :) Prawie jak stygmaty... O! Tak! Stygmaty miałem dziś cztery! Końskie dały radę ;) Gorąco, to i człowiek śmierdzi... Śmierdzi, to i końskie go kochają :)





Skrzyżowanie doskonałe, bo przedwojenne... Kiedyś dbano o ludzi... Teraz ludzie dbają o kiedyś...





Kultowa dla mnie obwodnica Lubska, na której wieje. Zawsze, ze wszystkich stron :) Dziś jeszcze grzało, to zagotowałem się po raz drugi ;) 





I podjąłem desperackie próby chłodzenia... ;)))))


O drodze Lubsko - Nowogród Bobrzański nie da się napisać inaczej niż żenada... A jeszcze gdy wije się wiatr między okiem a nosem, to kompletna jest to żenada :))))

 Później było już ok. 27, tłoczna, ale spokojnie i pewnie się to wszystko dziś na niej  działo. W Świdnicy obdzwoniłem biznesowo :)))) Kolegów i niestety wywołałem tym samym Żonę, która, gdy podjeżdżałem sobie przez wiochę na  szczyt(?) morenki, dramatycznym telefonem wmanewrowała mnie w eskortowanie Laurki, która z kolei do ( i od ) Babci jechała rowerem :) Masz po nią przyjechać!!! Gdzie jesteś!!!??? My idziemy w stronę Ciastodramy, na Wojska Polskiego... Kiedy będziesz? .... Eh... :))))) Wjechałem do Dziury rondem krośnieńskim, oczywiście nie odpuściłem kawałeczka zjazdu z moreny ;) A w Dziurze, było już tak:


  


Rozśmieszka rowerowa obok Uniwersytetu  ;)  Zielonodziurskiego...


Ugotowałem się dziś, usmażyłem i jest mi z tym dobrze :))))))


Trop, gorący trop :)))



Acha! No i na koniec o Gubinie, Gubenie, czy jakoś tak... Zesmutniało  miasteczko makabrycznie... Nic, nic, nic... Bo granic...  :(

















Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 86.10km
  • Czas 02:53
  • VAVG 29.86km/h
  • VMAX 59.70km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dwa cycki, kontra decha....

Sobota, 28 maja 2016 · dodano: 28.05.2016 | Komentarze 1

Trasa płaska, jak decha. Wilgotność tak wysoka, jak najwyższe Etiopki i igrzyska plebejskie w Kożuchowie, jak w Rzymie... A ponieważ droga na Szprotawę zamknięta, bo... igrzyska, to zawróciłem zasmucony... Celem przejażdżki był właśnie podjazd za Kożuchowem. Trudno... :)





 Dzisiejszy WC kwadrat...







Od jakiegoś już czasu Zielona Góra zaczyna się w gęstym (ciemnym) lesie :) Z każdej strony ;)






Obrzydliwa zieleń :)))) między Ochlą i Świdnicą.

Wypadał, bądź nie wypada wyjaśnić tytuł :) Hm, Co też podmiot deliryczny miał na myśli? A miał na myśli... profil trasy :) Cycek z lewej, decha pośrodku i cycek z prawej. Że różne? Też mi anomalia! Wiosna, każdego roku jest inna i nikt z tym problemu nie ma :)  Tak więc ( co za obrzydliwe słowo: więc... ), bez wódki z podmiotem liryzującym za żadne skarby (z małymi wyjątkami), nie da rady precyzyjnie określić o co komą temu podmiotowi. I to mnie właśnie kręci, nawet bez chęci... Wieloznaczność :)

Trop:




Kategoria Do stu, Merida


  • DST 55.20km
  • Czas 01:49
  • VAVG 30.39km/h
  • VMAX 71.30km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z pracy :)))))

Czwartek, 26 maja 2016 · dodano: 26.05.2016 | Komentarze 2

Trochę popracowałem. Poszło nawet sprawniej, niż się spodziewałem. Bez zbędnego gadania, przerwy na pizzę... :))))
No..., taka praca :) Lekka, łatwa i przyjemna :) Uwielbiam ją, a ona mnie... Ups... ;)

Na koniec setnie się uśmiałem... z młodych szoszonków. Niespodziewanie mnie wyprzedzili na obwodnicy przed rondem przy Przylepie. Jak zwykle na zjeździe :) Byłem niemal pewien, że przed wjazdem na rondo, któryś z nich się odwróci... Cóż... lekki rower, czasowa nakładka i wysokie obręcze, to nie wszystko... :)))))))) Jest taka bajka muzyczna: To nie wszystko mieć boisko, trzeba jeszcze umieć w piłkę grać... Mam ją nawet na winylu. Ha! Winyle, też są ostatnio modne, jak jeżdżenie rowerem do pracy...

A to Bóbr przed Krosnem Odrzańskim i strasząca mnie burza - nie burza, co spokój mój zaburza :)




 


Kategoria Do stu, Merida


  • DST 55.90km
  • Czas 01:53
  • VAVG 29.68km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy :))))))

Czwartek, 26 maja 2016 · dodano: 26.05.2016 | Komentarze 0



Ponieważ jeżdżenie do pracy rowerem stało się(?), a może zawsze było modne, to postanowiłem, że też sobie pojadę do pracy z włączonym gps :) No i tak właśnie zrobiłem, mimo, że podobno miało między Zieloną Górą a Krosnem Odrzańskim lać :) Może i lało, lecz ja byłem suchy... 




Niby leje... Całkiem możliwe, że nawet bardzo, ale... po drugiej stronie Odry :) Taka to granica. Całkiem prawdopodobne, że jednak wcale nie pada, choć tak wygląda.

 I teraz komentarz w dość ważnej sprawie: Lubię jak wieje, tak jak dziś w drodze do pracy... ;)



Kategoria Do stu, Merida


  • DST 366.30km
  • Czas 15:13
  • VAVG 24.07km/h
  • VMAX 70.60km/h
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Woreczek świeżego jodu w górach? No co Ty najdroższa...

Sobota, 21 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 4



Staropolskim(?) zwyczajem, zacznę od początku, czyli, a więc było to tak:
W domu, stuletnie zapasy soli morskiej są na wyczerpaniu, a więc ;), ktoś musi zadbać o zajęcie dla przyszłych pokoleń urologów i ich kolegów z branży - nefrologów. Było losowanie i padło na mnie :) Ale, jak zwykle ociągałem się serdecznie i dyskretnie, aż tu nagle...

Jedziesz po tą sól czy nie?
No dobra... Pojadę... Niech Ci będzie...
Ale w sobotę masz wrócić! Sól jest mi potrzebna do ogórków!

Hm, jak to zrobić... Szybko, to i tak nie dam rady, bom leniwy. Autobusem też nie bardzo, bo jak będzie kontrola bagaży, to cały zapas soli szlag trafi, gdy służby uznają ją za narkotyk... :)  Samochód może zardzewieć, to lepiej nie... Jest!!! Przecież jest sól himalajska, to pewnie jest też sól karkonoska. A nawet jeśli nie, to kupię sól himalajską w Karkonoszach, bo blisko, no i zdążę wrócić do sobotniego wieczora, kiedy to małżonka rozpocznie wielką akcję dosypywania soli morskiej do ogórków lądowych... 

O, ja biedaczysko! O, ja nieszczęśliwy! Sam, w ciemną noc... ;)

  Miałem wystartować o 22.00 :) Blisko półtorej godziny udawało mi się ściemniać Małżonkę i gdy już prawie zasypiała ( a ja radośnie podrygiwałem, że może nie będę musiał jechać... ) niespodziewanie ryknęła: Ty wiesz która jest godzina!!!??? O której miałeś jechać!!!??? Ruszyłem więc ;) z oporami około godziny 23.30 (jakoś tak). Warunki pogodowe były doskonałe - minimalne zachmurzenie, wiatr umiarkowanie silny, czyli nieprzeszkadzający i jasno, bo księżyc tak świecił, jak najlepsze reflektory stadionowe. Bez krzty przesady można było jechać bez świateł! Ale są jeszcze polskie drogi, które niestety wymagają dodatkowego inteligentnego(!!!) doświetlania :) 

Dwudziestka siódemka do Nowogrodu Bobrzańskiego minęła mi nadspodziewanie spokojnie i dość szybko. Naprawdę trzeba być ciaptakiem, by tego kawałka nie przejeżdżać stosunkowo żwawo. Asfalt bardzo dobry i jak nie ma śmierciodawców obok, czyli w nocy :) jest na niej baaardzo miło...
 



Żagań, mimo różnych historycznych akcentów mnie nie interesuje ze względu na okoliczność stacjonowania w nim poradzieckich jednostek wojskowych. Takie miasta są kulturalnie(?)specyficzne... ;) Osobiście mówię im serdeczne wypier...alać ode mnie jak najdalej... Krosno Odrzańskie też... :))))

 



A przy wjeździe do Iłowej remont... Wreszcie :) Wprawdzie to światło ciemno oliwkowe, to drugie, w tle - żółte oznaczało chyba, że zaraz będzie zielone trawiaste :))))





Dalej nic się nie działo. Ciemno, czyli jasno. Pusto,, czyli dwa samochody na krzyż...





Mój ulubiony ostatnio niebieski szlak, mocno wieczorową porą :)





Na moście, wiadukcie, kładce nad linią kolejową w Węglińcu ( w okolicy) :)





Mniej lub więcej księżyc, tak właśnie rozświetlał noc :) Rewelacja!!!
A nad ranem tak... Właściwie, to warunki był takie, jak w czasie najkrótszej nocy w roku :) Niesłychanie jasno...





W Lubaniu przecinałem trzydziechę, której serdecznie nie lubię bardzo... ;)





No i chciało mi się spać :)))) A zdjęciu, to nawet obraz ze zmęczenia i senności się rozmazał :)





Gdzieś między Lubaniem a Leśną...





W leśnej na mostku spotkałem wracającego ;) do domu Jegomościa, który tak oto zagaił przyjacielsko:

Fajnie tak rano pojeździć! Jeszcze nie jest gorąco...
Pewnie! Samochodów jeszcze nie ma...
No... 





Nagle poczułem chleb! :)))))





Lubię Leśną, bo... nie mogę powiedzieć, ni pisać dlaczego... Wystarczy, że lubię...





Kraty...Wszędzie kraty... Dobrze, że chociaż na orlenach toalety nie są zakratowane... Co za kraj(?)!







Jak mawiał pewien dziadek: Widoczne wejścia są widoczne, a niewidoczne - niewidoczne. Tyle!!! ;)






Tablica upamiętniająca więźniów, którzy zginęli zupełnie niepotrzebnie - sfinansowana za unijne(czyli, czyje? ;)) pieniądze. Taki niewesoły żart historii...





Zacząłem się domyślać, że te czarne pofałdowania horyzontu, to składowiska soli morskiej, czyli karkonoskiej :) No to pojechałem w tę stronę :)






Zamek Świecie... Przed jednym z przydomowych ogrodów ujrzałem drewnianą tablicę z napisem: Znaleźliśmy swoje miejsce na świecie.

Historia pełna emocji, albo emocje ukryte w historii Poruszyło mnie to bardzo... Poruszył mnie także podjazd w tej wiosce (a może tuż przed lub tuż za - nie chce mi się sprawdzać)  Dość wymagający, a zwłaszcza dziurawy :)










Ktoś, coś tam remontuje! I to na poważnie! Brawo!!! To niebywale budujące zjawisko!!! :)))))





Znowu ujrzałem solne kopce. Tylko w którym jest sól morska??/





Relacja bez selfie, to nie relacja :) Ta jest szczególna, bo raziły mnie promienie gamma ;) W tych okolicach, to nic szczególnego;)
Ale dla podniesienia dramaturgii przejażdżki, warto o tym wspomnieć :)))





Poniżej znak, że dojechałem do... Słynna Sowa ze Świeradowa :))))))





Wjechałem do Świeradowa, zdroju , a jakże i zainteresowałem się ulicą Górzystą :) W końcu znajome miejsca są jak magnes neodymowy... Na drodze dedukcji średnio zaawansowanej wydedukowałem, że gdy wjadę ulicą Górzystą na sam szczyt zjawiska przyrodniczego od którego to wzięła swą nazwę, to dotrę do najświeższych pokładów... Tak!!! Soli!!! :)))









Dotarłem do kresów ;) asfaltowych, dalej do leśniczówki szutrem...
Niestety, droga tak okazała się Drogą dla Prawdziwych Kozaków. Ja nie jestem obuwiem, więc zawróciłem, no bo jakże mógłbym inaczej ;) W nagrodę popatrzyłem sobie na strumyk:





Popatrzyłem też tu:





A nawet spojrzałem raz jeszcze... Nie... Tam, to ja już nie wjadę... A z całą pewnością nie muszę :)))))





Po czym zalogowałem się na krzesełkach przed sklepem i lubieżnie nasączyłem organizm bakteriami coli... Informacja dla Rodziny: tekst o coli jest tylko zamierzoną fantazją podmiotu delirycznego i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. 





Ilekroć tędy przejeżdżam ;) zdjęcia robię niemal w tym samym miejscu. Nie wiedzieć dlaczego... Za to historia dobrze wie. I wystarczy... :(





Rozdwojenie jaźni, spowodowane tabliczką z informacją dla debili...







No... Niby miałem jechać do Karpacza, bo tam większe górki, to i sól łatwiej zdobyć... Do Szklarskiej też, ale po drodze przypomniało mi się, że mógłbym jeszcze pojechać gdzieś indziej :) Na Zakręcie Śmierci skręciłem w tę właśnie stronę :)









Tu, to przynajmniej widzę analogię do mojej drogi do szkoły. Też pod górkę :))))





Podjazd do Szklarskiej od strony Świeradowa jest dość łagodny i dopiero tu zrobiło się temu misiu ciepło... :)))






Z cyklu suchary na każdą okazję:

Popatrz jaki piękny las!
Nie widzę, bo mi drzewa zasłaniają...





W rzeczywistości, od samego początku zamierzałem pojechać tu :) 





Dzięki biegłości w stosowaniu socjotechnik stosowanych, wkręciłem Żonie, że nasza Rodzina ma w sobie za mało soli mineralnych. W związku z tym, że Małżonka w odróżnieniu ode mnie jest Odpowiedziałną Mamą, zafrasowana, wymyśliła, że na pewno :) pomogą nam ogórki kiszone z solą morską. Ponieważ, zaginął ( oczywiście przy mojej pomocy) woreczek na świeży jod, to na drodze socjomechanizmów, o których nie będę pisał, bo to wielka tajemnica :)))) , jedyną opcją jawiła się przejażdżka po świeżą (tylko i wyłącznie) sól morską, czyli himalajską w Karkonosze :)





To zdjęcia osobiste... Z osobistą historią... Znam jednego jegomościa, który odkrył patent na dramatycznie szybkie wyczerpanie zapasów alkoholu w ciemnym lesie, w ciemną noc...  Otóż, wspomniany jegomość wymyślił sobie, czyli że sobie wyobraził, że...






W tym strumieniu :) płynie wódka i poszedł się napić :))))) Gdybym tego nie widział, to pewnie  za żadne skarby nie uwierzyłbym w takie brednie. Nie dość, że widziałem, to poczułem.W tym strumieniu naprawdę płynęła wódka :))))))))





Na Orlu zjadłem, popiłem herbatą z cytryną... W tym miejscu pozostawię Szanownych Czytelników w rozgoryczeniu. Nie wstawię zdjęć żurku, kiełbasy, najtańszego keczupu i musztardy jako atrakcji wycieczki :))) Nic z tych rzeczy. He,he...





Że niby miałem w planach zajrzeć do Harrachova? A może to nie były moje plany ? :)
Ja na drodze eksperymentu postanowiłem stoczyć się na dół, do Szklarskiej Poręby Głównej :)





Nie gnałem na złamanie karku, bo doświadczony dwukrotnie wypadnięciem z toru jazdy w krzaki, nie za bardzo pragnę bobslejowych emocji :) Poza tym technika mojej jazdy na zjazdach jest więcej niż skromna... ;) Za to wiem jaka jazda jest przed zjazdem :)))))








Podjechałem sobie ze Szklarskiej na Zakręt Śmierci. Lekko się zgrzałem ;), ale to dobrze, bo zjeżdżając z Jakuszyc nic niemal nie kręciłem  i  trochę mnie schłodziło :) Takie podjazdy są fajne :)  Zjeżdżając w stronę Świeradowa, natknąłem się na aero szoszona którego mijałem bez specjalnego wysiłku. Bawi mnie to bardzo i śmieszy. Koleś ugniatający jajka na górnej rurze z broda opartą o mostek, kolana wciśnięte między golenie widelca  i szprychy... Nic nie zastąpi dobrych piast (niepasteryzowany), jeśli chcemy stoczyć się szybko na sam dół... ;)

Pojechałem sobie przez Lubomierz, żeby się uśmiechnąć do samych swoich. Ups... To raczej nie sami swoi... W większości przyjezdni ze wschodu... I za ??? na moim ulubionym parkingu relaks, relaks... :)





Ukryte znaczenia vol. 2341:





Kraty w oknach, biała ściana, szyld(?) browaru... No co to za miejsce? Dom szalonego wariata! Pławna 9 :) 
Rewelacjny jest też zjazd z Pławnej Górnej do Pławnej ... Dolnej. Po remoncie, przez całą, długą wioskę zjeżdża się wyśmienicie. Podobnie wyśmienicie wjeżdża się :)


Motywu kratowego ciąg dalszy: Krata broniąca dzielnie dostępu do pola przed Szprotawą. Świetny patent, zwłaszcza tylko z jednej strony:))))

Aaaa... W Bolesławcu nuda. Dworzec autobusowy pusty, pod sklepem pijaczki, a ceramika też jakaś inna niż dawniej...
Niezbyt miło jedzie się z Lwówka Śląskiego do Bolesławca. Droga wąska, zniszczona i spory, a nawet duży ruch samochodowy ze znacznym zagęszczeniem debilizmu na każde przejechane sto metrów... :( Nie polecam tego odcinka. Jeśli nie trzeba, to lepiej tamtędy nie jeździć...



Z cyklu: Od niedawna bardo ciekawi mnie Kożuchów :)





Statystyki:

1. Woda - cztery butelki, nie pamiętam, czy duże...
2. Cola - mała - dwie
3. Drożdżówki - dwie ( tzn. pączki )
4. Rogal z musem palmowo-cukrowym aromatyzowanym - dwa.
5. Żurek - jeden.
6. Kiełbasa - jedna, w rzeczywistości jedna i kawałek, aby waga porcji się zgadzała :) 
7. Herbata - jedna.
8. Siku - cztery.
9. Kupa - zero.
10. Czipsy - jedna paczuszka.

Sól morską, czyli himalajską, tzn karkonoską znalazłem z tyłu kuchennej szafki,, po powrocie do domu. Mamy czym uzupełnić mineralność naszych organizmów. :)))

Trop:


Dche koniec.


Kategoria Merida, Trzysta plus


  • DST 280.50km
  • Czas 10:49
  • VAVG 25.93km/h
  • VMAX 55.70km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przechytrzyć lenistwo :)

Sobota, 14 maja 2016 · dodano: 15.05.2016 | Komentarze 4


Wreszcie! :) Znalazłem sposób by wstać  zbyt rano... ;) Jest bardzo prosty i polega na odwróceniu biegunów :) Jeśli nie jestem w stanie wstać w nocy, to będę  chodził spać niemal rano. Zadziałało i około 8.30 po wielu próbach znowu jechałem na Czocha :))))
Za Mirocinem, tuż przy starym cmentarzu pomyślałem, że może zrobię jakąś fotę, bo bez zdjęć i tropów w dzisiejszych czasach nic się nie liczy ;) To pstryk... I co? W bliższej oddali wycieczka cyklistów - seniorów z Kożuchowa. Średnia wieku, na oko - około 75 lat! Wielu z nich najprawdopodobniej lepiej jeździ, niż chodzi... Ale fajnie! Gdy już będę starym capem, także będę się integrował z lokalnymi przestrzeniami w taki sposób :)






Także w Kożuchowie zdziwiłem się dość co nieco, bo tyle razy tędy przejeżdżałem i nie widziałem:





A w całości swej brama do przeszłości wygląda tak:





W Żaganiu było fajnie ;) W sklepiku nabyłem wodę, pożarłem zakupioną drożdżówę z nibyladą. A uprzejma ekspedientka przegoniła sąsiada z kamienicy w której jest sklepik, wołając do niego: Co!!!? Ledwo wyszedłeś i już mi tu pod sklepem awantury urządzasz? Koleżkę zaciekawił mój rower :)))

Przez Iłowę przejechałem tak, że nie pamiętam, że przez nią przejeżdżałem :) Może, to przez to że od samego początku oczekiwałem tej tablicy:





A! Niemal zapomniałem! Chętnie odsprzedam tablicę z drugiego planu jakiemuś spragnionemu pożeraczowi gmin. Pożeraczce  tym bardziej :) Cena jest atrakcyjna :)









Mniej więcej gdzieś tu, tzn. zgodnie z powyższym zdjęciem droga się pofalowała niekorzystnie... Widać też uprzejme, towarzyskie powiewy... ;) Dziś nie wypowiem jego imienia. Szatan , nie wiatr... :)))) Dziś rządził niepodzielnie i zmasakrował mnie dość poważnie, a ja tak lubię gdy wieje... To niesprawiedliwe :) Jechałem sobie spokojnie borem, lasem wymachując... telefonem :)












Minąłem się z dwójką sakwiarzy i niemal zdębiałem... Jechałem zupełnie na krótko, a oni w... czapkach, kaskach, i na długo, przeciwwietrznie... Właściwie, to zdębiałem, bo zacząłem myśleć, że to jakieś zagięcie czasoprzestrzeni: ja jadę wiosną, a Oni nie... Dziwnie się poczułem... Pierwsze kilometry w województwie dolnośląskim, a  już Tajemniczy Dolny Śląsk działa... Wprawdzie wiatr nieustająco napierdawiał,  nawet w takich tunelach było go pełno, ale żeby aż tak przy piętnastu stopniach?  Dziwne, doprawdy dziwne...


Lubań wzbudza moje mieszane uczucia. Z jednej strony historii tu pełno, z drugiej socjalizmokomuszyzm ma się tu dobrze.  To znamienne dla większości miast i miasteczek regionu.  Widoczny brak troski o infrastrukturę techniczną, o piękne niegdyś kamienice, budowle... Wszak to nie jest majątek żyjących tu nawiezionych ze wschodu mieszkańców, więc po co dbać... 





 A dalej, kolejny zaniedbany most...





Ąż tu nagle...





Podjeździk  ;) przed Czochem. Fajny, lecz krótki. I kolejna ma refleksja: podjazdy nie są takie straszne, długie także nie. Mój niepokój wzbudzają jednak pojawiające się na przemian z nimi zjazdy :) Ciągle pod górę, jest ok. Raz w górę , raz w dół - nie bardzo :)





Właściwie, to nie zamek Czocha mnie interesował ;) Widziałem go wiele razy, a ta sypialnia z zapadnią jest bardzo niepraktyczna :)))) Zapora zdecydowanie bardziej :)






















A to jedna z wielu tajemnic Dolnego Śląska:





Wlot do tunelu prowadzącego na Zamek Książ :) Podobno zachowały się  tytanowe kapsuły, którymi można było się tam dostać :))))))





O Czochu chciałbym pisać tylko pozytywnie i radośnie, z zachwytem i och -achami, bo go po prostu uwielbiam... Ale nie...To skandal, że taką budowlą zawiaduje banda skretyniałych wojskowych, czy też okołowojskowych nieokrzesanych tłuków. To skandal, że tak wspaniała budowla nie przynosi chwały i chluby historii regionu ...
Może marudzę, może nie... Szlag mnie trafia jednak, gdy obserwuję niszczejące zabytki, zabytki z których wyciąga się ponad miarę, w zamian nie dając zbyt wiele...





A z tyłu jest tak:













Pociesza mnie kameralność tej części zamku, lecz jej stan, raczej brak stanu już nie...





Gdyby nie ogólnodostępny w regionie kamień, to pewnie przyjezdni wraz z wojskowymi do spółki rozebrali by zamek na fundamenty do swoich nor... Wnętrza zostały już i tak dokumentnie przetworzone, to i już o nich nie rozwodzę się zbytnio...





Bardzo lubię Leśną, a jeszcze bardziej pobliskie Grabiszyce Górne. Co z tego? W Leśnej dookoła ratusza spacerują kolejne pokolenia zapijaczonych lokalsów... :( 
Pożarłem więc pizzę fi 33 :), zarzuciłem na grzbiet cieplejsze barchany (nogawki i rękawki) i do domu...





Tu (chyba tu) wpadłem na pomysł zarzucenia na siebie wiatrówki. Dość niefortunny, mimo nakurzającego wiatru. Ukryłem telefon nagrywający ślad przejazdu w przedniej kieszeni, no i...




...w Lubaniu gdy ją ściągałem, połapałem się, że ślad się zatrzymał :)))  Reset i tropiłem się od nowa :) 

Poniżej na zjeździe za Henrykowem Lubańskim zdziwiony byłem, że jadę... 17 km/h ;) Zazwyczaj bywa tu od 40 do 50km/h :) 
Oj, ten wietrzyk złośliwy...





W okolicy Piasecznej jakość drogi nie nastrajała. Uprzejmości i nie dostarczał nadal wiatr... No to relaks :)









Ajoła Siti od południa.





Polnische bahn ;)





To taki prolog, bez ładu i składu do następnej fotografii (?)








Mieli chłopaki jaja...

Droga między Żaganiem a Kożuchowem atrakcyjna nie jest, jest za to pognieciona, a mimo, że już wieczór dreptał mi po piętach, wiatr nie dawał za wygrana. Wprawdzie nieco osłabł, lecz gdy byłem już niemal pod domem, to marna pociecha. Uzależniłem się od wiatru w ryj, tak bardzo, że nie byłbym w stanie bez niego wrócić do domu :)









Kożuchów od strony Żagania...





Merida  Wąskotorówka :)





Wyłaź lisu z tych chaszczy!!! :) 





Gdy zrobiło się ciemno wietrzyk przycichł odczuwalnie... A mój drugi głos szepnął: Co!!!??? .urwa!!! Teraz??? :))))





Dystans licznikowy, czyli trop:





Sumując:
Niewiele brakowało, a znowu nie pojechałbym na Czocha :) Dzięki wspaniałości mej Żony, która radośne po szóstej rzekła: A ty co? Miałeś gdzieś jechać! Ciężko jest mi odmawiać Żonie, no to pojechałem :))))




  • DST 168.90km
  • Czas 06:04
  • VAVG 27.84km/h
  • VMAX 60.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Zamek Czocha wyprawa kolejna :)))))

Niedziela, 8 maja 2016 · dodano: 08.05.2016 | Komentarze 8


Godzina 3.30, dzwoni budzik... ;) Wstaję błyskawicznie... ;) W piętnaście minut jestem gotowy do jazdy... ;) Wszystko gotowe? Tak! No to w drogę... na drugi bok. :)))))) Paweł z Tomkiem odpuścili ten wyjazd, ale nie mam do nich żalu, no bo nic na siłę. Mieli stanowić dla mnie motywator do ruszenia tyłka w środku nocy... I co? Ufo!!! :)))) Jak zwykle nie wstałem, gdy nie muszę ;) Eh... Znowu musiałem improwizować i padło na wojaże dookoła komina :) Tradycyjnie, wiatr nie przeszkadzał mi tylko na początku, bo ja chyba jakimś masochistą jestem :) 





Morena w okolicach Krosna Odrzańskiego





I najwspanialsza rzeka świata - Bóbr





Droga 32 była dziś dla mnie łaskawa, a od Krosna Odrzańskiego do Gubina... relaks, relaks... :)
Ta relaksacja zakończyła się tak...




Średnia jest brutto, bo mój pumpkinowy licznik pochodzi z dychkontu :) i dopiero niedawno zaskoczylem, że liczy cały czas :) Zdziwiłem się, a choć wiatr nie przeszkadzał, chwilami pchał, to i tak chyba za dużo, jak na moje lenistwo :))))





Na otarcie łez ;) bo moje okulary marnie skończyły swój żywot, w okolicznościach złych, pstryknąłem sobie taką oto panoramkę Gubina:




Po skręcie w stronę Biecza, szczena mi opadła, bo wiatr ją pofatygował w tę właśnie stronę... ;) Sprawdzałem w domu, że wiatr będzie, do tego całkiem niezły, na mapach 15m/s ale odczuwalny był chyba bardziej :)))) 





W związku z powiewami i średnią jakością drogi w kierunku Biecza, wyluzowałem i  do drogi na Brody, Zasieki jechałem bardzo miękko i... wolno :)))




Ponieważ nie jestem grzesznikiem, to i tak bym nie zgrzeszył, nie zatrzymując się dla zfocenia tak miłych okoliczności natury. Jednak zatrzymalem się, bo jestem dobrym niegrzesznikiem :) O, jaaa... !!!??? O co mi chodziło w tym zdaniu? Hm...


A w Bieczu...





To zamiast Zamku Czocha :))))





Wreszcie dojechałem do bardziejszej drogi na zachód i gdy już cieszyłem się, że nie będzie trzęsło mi prostej taty, to dla odmiany z ciepła chyba asfalt mi się przesunął...





Za-sie-ki gó-ra-le... tra-we, tra-a-we...

Widząc ten znak nabrałem chęci by odbić Łużyce Niemcom, ale, zaraz, zaraz... Literka T, to Tyrol, czy Turyngia? No nie... Tam, to ja nie dojadę :) Odpuściłem... Znajome cyfry po prawej natchnęły mnie pomysłem, by właśnie w tę stronę, ale tam znowu Niemcy...Eh...
Zajechałem na Statoil, zżarłem ceha doga ( i teraz złośliwie, nie będzie zdjęcia z restauracji i wypasionego posiłku, godnego uwiecznienia na zdjęciu), po czym dałem znać do bazy, że jeszcze żyję, a chwilę później ruszyłem dalej?





Jeziory Wysokie (?) Faktem jest, że za moment było z górki. Co z tego, jak wiatr nacierał pod górkę :)





Na obwodnicy Lubska, zmiękła mi rura :) Co? Przecież, tak bardzo lubię jeździć pod wiatr ;) A tu proszę, niespodzianka :)





Od Lubska do Nowogrodu Bobrzańskiego szału nie było, bo wiało w ryj, a i nawierzchnia na tym odcinku jest mocno emtebowa :)





Brzoza smoleńska prawdę mówi :)





Drugą prawdę także...





W Nowogrodzie Bobrzańskim, od mostu na Bobrze, bacznie obserwowałem ruch samochodowy, w nadziei, że okoliczne, zmotoryzowane buractwo siorbie właśnie niedzielny rosół, a w najgorszym przypadku beka jeszcze po ostatnich kęsach schabowego z wyprzedaży... Niby zbyt wielu ich nie było, na orlenie, przy wyjeździe w stronę Zielonej Góry, także klientów mało, więc postanowiłem po raz kolejny popełnić ten sam błąd i pojechać drogą śmierci, czyli 27. A na niej było tak:




Mój kolega rokendrolowiec, ze światowego top 10 rokendrolowców, pytany nieustannie, aż do obrzydzenia: Skąd taka dziwna nazwa zespołu (muzycznego)?, znudzony, rozbrajająco odpowiadał, że z dupy :) Może właśnie stamtąd pojawili się też ci kierowcy? Sam nie wiem...  Żeby aż tylu? Tak nagle? Może jedli rosół ze śmietaną? :))))))

Z radością zjechałem w Świdnicy i nieśpiesznie wdrapywałem się na przydomową morenkę świdnicko -wilkanowską...
Nie piszę o wietrze, to znaczy, że nie wiało? Oj nie! :) Tym razem wiało z górki :))))





Sumując: wspaniała przejażdżka na Zamek Czocha, wspaniałe widoki, szczególnie Jezioro Leśniańskie, równie ciekawe podjazdy i ten klimat Leśnej... :)))))))))

Trop:


Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 41.60km
  • Czas 01:26
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 59.20km/h
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chłopcy dializowcy vol.?

Sobota, 7 maja 2016 · dodano: 08.05.2016 | Komentarze 2

Niezliczoną ilość razy wykonywałem takie kursy, często wiele razy dziennie :) Dziś Tatuńcio miał ochotę na:  kupon Lotto :), cukierki, czyli papieroski ;), a także na piwo z drożdżami, rzecz jasna grodziskie :) No to synek pojeździł nieco po mieście :))) A później, na około do domu. Nawet zdarzyło się pod górkę, prawie jak do szkoły :)











Fotony pochodzą z gdzieś kawałek za Leśniowem Wielkim :) No i już wiem, że jutro też jeździłem :))))))
I jeszcze jedną refleksję mam: Otóż przygotowywanie wpisów później niż natychmiast, powoduje, że zapominam o różnych okolicznościach przejażdżki, choćby o temperaturze, albo o jakimś fajansiarzu, który chciał skręcić szybciej niż ja... :)  Wniosek z tego taki, że jeżdżenie tak! Ale pilnowanie wpisów... :)

Trop: