Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Walery.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Merida

Dystans całkowity:16933.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:606:51
Średnia prędkość:26.42 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:2487 m
Suma kalorii:158 kcal
Liczba aktywności:207
Średnio na aktywność:81.81 km i 3h 05m
Więcej statystyk
  • DST 55.20km
  • Czas 01:49
  • VAVG 30.39km/h
  • VMAX 71.30km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z pracy :)))))

Czwartek, 26 maja 2016 · dodano: 26.05.2016 | Komentarze 2

Trochę popracowałem. Poszło nawet sprawniej, niż się spodziewałem. Bez zbędnego gadania, przerwy na pizzę... :))))
No..., taka praca :) Lekka, łatwa i przyjemna :) Uwielbiam ją, a ona mnie... Ups... ;)

Na koniec setnie się uśmiałem... z młodych szoszonków. Niespodziewanie mnie wyprzedzili na obwodnicy przed rondem przy Przylepie. Jak zwykle na zjeździe :) Byłem niemal pewien, że przed wjazdem na rondo, któryś z nich się odwróci... Cóż... lekki rower, czasowa nakładka i wysokie obręcze, to nie wszystko... :)))))))) Jest taka bajka muzyczna: To nie wszystko mieć boisko, trzeba jeszcze umieć w piłkę grać... Mam ją nawet na winylu. Ha! Winyle, też są ostatnio modne, jak jeżdżenie rowerem do pracy...

A to Bóbr przed Krosnem Odrzańskim i strasząca mnie burza - nie burza, co spokój mój zaburza :)




 


Kategoria Do stu, Merida


  • DST 366.30km
  • Czas 15:13
  • VAVG 24.07km/h
  • VMAX 70.60km/h
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Woreczek świeżego jodu w górach? No co Ty najdroższa...

Sobota, 21 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 4



Staropolskim(?) zwyczajem, zacznę od początku, czyli, a więc było to tak:
W domu, stuletnie zapasy soli morskiej są na wyczerpaniu, a więc ;), ktoś musi zadbać o zajęcie dla przyszłych pokoleń urologów i ich kolegów z branży - nefrologów. Było losowanie i padło na mnie :) Ale, jak zwykle ociągałem się serdecznie i dyskretnie, aż tu nagle...

Jedziesz po tą sól czy nie?
No dobra... Pojadę... Niech Ci będzie...
Ale w sobotę masz wrócić! Sól jest mi potrzebna do ogórków!

Hm, jak to zrobić... Szybko, to i tak nie dam rady, bom leniwy. Autobusem też nie bardzo, bo jak będzie kontrola bagaży, to cały zapas soli szlag trafi, gdy służby uznają ją za narkotyk... :)  Samochód może zardzewieć, to lepiej nie... Jest!!! Przecież jest sól himalajska, to pewnie jest też sól karkonoska. A nawet jeśli nie, to kupię sól himalajską w Karkonoszach, bo blisko, no i zdążę wrócić do sobotniego wieczora, kiedy to małżonka rozpocznie wielką akcję dosypywania soli morskiej do ogórków lądowych... 

O, ja biedaczysko! O, ja nieszczęśliwy! Sam, w ciemną noc... ;)

  Miałem wystartować o 22.00 :) Blisko półtorej godziny udawało mi się ściemniać Małżonkę i gdy już prawie zasypiała ( a ja radośnie podrygiwałem, że może nie będę musiał jechać... ) niespodziewanie ryknęła: Ty wiesz która jest godzina!!!??? O której miałeś jechać!!!??? Ruszyłem więc ;) z oporami około godziny 23.30 (jakoś tak). Warunki pogodowe były doskonałe - minimalne zachmurzenie, wiatr umiarkowanie silny, czyli nieprzeszkadzający i jasno, bo księżyc tak świecił, jak najlepsze reflektory stadionowe. Bez krzty przesady można było jechać bez świateł! Ale są jeszcze polskie drogi, które niestety wymagają dodatkowego inteligentnego(!!!) doświetlania :) 

Dwudziestka siódemka do Nowogrodu Bobrzańskiego minęła mi nadspodziewanie spokojnie i dość szybko. Naprawdę trzeba być ciaptakiem, by tego kawałka nie przejeżdżać stosunkowo żwawo. Asfalt bardzo dobry i jak nie ma śmierciodawców obok, czyli w nocy :) jest na niej baaardzo miło...
 



Żagań, mimo różnych historycznych akcentów mnie nie interesuje ze względu na okoliczność stacjonowania w nim poradzieckich jednostek wojskowych. Takie miasta są kulturalnie(?)specyficzne... ;) Osobiście mówię im serdeczne wypier...alać ode mnie jak najdalej... Krosno Odrzańskie też... :))))

 



A przy wjeździe do Iłowej remont... Wreszcie :) Wprawdzie to światło ciemno oliwkowe, to drugie, w tle - żółte oznaczało chyba, że zaraz będzie zielone trawiaste :))))





Dalej nic się nie działo. Ciemno, czyli jasno. Pusto,, czyli dwa samochody na krzyż...





Mój ulubiony ostatnio niebieski szlak, mocno wieczorową porą :)





Na moście, wiadukcie, kładce nad linią kolejową w Węglińcu ( w okolicy) :)





Mniej lub więcej księżyc, tak właśnie rozświetlał noc :) Rewelacja!!!
A nad ranem tak... Właściwie, to warunki był takie, jak w czasie najkrótszej nocy w roku :) Niesłychanie jasno...





W Lubaniu przecinałem trzydziechę, której serdecznie nie lubię bardzo... ;)





No i chciało mi się spać :)))) A zdjęciu, to nawet obraz ze zmęczenia i senności się rozmazał :)





Gdzieś między Lubaniem a Leśną...





W leśnej na mostku spotkałem wracającego ;) do domu Jegomościa, który tak oto zagaił przyjacielsko:

Fajnie tak rano pojeździć! Jeszcze nie jest gorąco...
Pewnie! Samochodów jeszcze nie ma...
No... 





Nagle poczułem chleb! :)))))





Lubię Leśną, bo... nie mogę powiedzieć, ni pisać dlaczego... Wystarczy, że lubię...





Kraty...Wszędzie kraty... Dobrze, że chociaż na orlenach toalety nie są zakratowane... Co za kraj(?)!







Jak mawiał pewien dziadek: Widoczne wejścia są widoczne, a niewidoczne - niewidoczne. Tyle!!! ;)






Tablica upamiętniająca więźniów, którzy zginęli zupełnie niepotrzebnie - sfinansowana za unijne(czyli, czyje? ;)) pieniądze. Taki niewesoły żart historii...





Zacząłem się domyślać, że te czarne pofałdowania horyzontu, to składowiska soli morskiej, czyli karkonoskiej :) No to pojechałem w tę stronę :)






Zamek Świecie... Przed jednym z przydomowych ogrodów ujrzałem drewnianą tablicę z napisem: Znaleźliśmy swoje miejsce na świecie.

Historia pełna emocji, albo emocje ukryte w historii Poruszyło mnie to bardzo... Poruszył mnie także podjazd w tej wiosce (a może tuż przed lub tuż za - nie chce mi się sprawdzać)  Dość wymagający, a zwłaszcza dziurawy :)










Ktoś, coś tam remontuje! I to na poważnie! Brawo!!! To niebywale budujące zjawisko!!! :)))))





Znowu ujrzałem solne kopce. Tylko w którym jest sól morska??/





Relacja bez selfie, to nie relacja :) Ta jest szczególna, bo raziły mnie promienie gamma ;) W tych okolicach, to nic szczególnego;)
Ale dla podniesienia dramaturgii przejażdżki, warto o tym wspomnieć :)))





Poniżej znak, że dojechałem do... Słynna Sowa ze Świeradowa :))))))





Wjechałem do Świeradowa, zdroju , a jakże i zainteresowałem się ulicą Górzystą :) W końcu znajome miejsca są jak magnes neodymowy... Na drodze dedukcji średnio zaawansowanej wydedukowałem, że gdy wjadę ulicą Górzystą na sam szczyt zjawiska przyrodniczego od którego to wzięła swą nazwę, to dotrę do najświeższych pokładów... Tak!!! Soli!!! :)))









Dotarłem do kresów ;) asfaltowych, dalej do leśniczówki szutrem...
Niestety, droga tak okazała się Drogą dla Prawdziwych Kozaków. Ja nie jestem obuwiem, więc zawróciłem, no bo jakże mógłbym inaczej ;) W nagrodę popatrzyłem sobie na strumyk:





Popatrzyłem też tu:





A nawet spojrzałem raz jeszcze... Nie... Tam, to ja już nie wjadę... A z całą pewnością nie muszę :)))))





Po czym zalogowałem się na krzesełkach przed sklepem i lubieżnie nasączyłem organizm bakteriami coli... Informacja dla Rodziny: tekst o coli jest tylko zamierzoną fantazją podmiotu delirycznego i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. 





Ilekroć tędy przejeżdżam ;) zdjęcia robię niemal w tym samym miejscu. Nie wiedzieć dlaczego... Za to historia dobrze wie. I wystarczy... :(





Rozdwojenie jaźni, spowodowane tabliczką z informacją dla debili...







No... Niby miałem jechać do Karpacza, bo tam większe górki, to i sól łatwiej zdobyć... Do Szklarskiej też, ale po drodze przypomniało mi się, że mógłbym jeszcze pojechać gdzieś indziej :) Na Zakręcie Śmierci skręciłem w tę właśnie stronę :)









Tu, to przynajmniej widzę analogię do mojej drogi do szkoły. Też pod górkę :))))





Podjazd do Szklarskiej od strony Świeradowa jest dość łagodny i dopiero tu zrobiło się temu misiu ciepło... :)))






Z cyklu suchary na każdą okazję:

Popatrz jaki piękny las!
Nie widzę, bo mi drzewa zasłaniają...





W rzeczywistości, od samego początku zamierzałem pojechać tu :) 





Dzięki biegłości w stosowaniu socjotechnik stosowanych, wkręciłem Żonie, że nasza Rodzina ma w sobie za mało soli mineralnych. W związku z tym, że Małżonka w odróżnieniu ode mnie jest Odpowiedziałną Mamą, zafrasowana, wymyśliła, że na pewno :) pomogą nam ogórki kiszone z solą morską. Ponieważ, zaginął ( oczywiście przy mojej pomocy) woreczek na świeży jod, to na drodze socjomechanizmów, o których nie będę pisał, bo to wielka tajemnica :)))) , jedyną opcją jawiła się przejażdżka po świeżą (tylko i wyłącznie) sól morską, czyli himalajską w Karkonosze :)





To zdjęcia osobiste... Z osobistą historią... Znam jednego jegomościa, który odkrył patent na dramatycznie szybkie wyczerpanie zapasów alkoholu w ciemnym lesie, w ciemną noc...  Otóż, wspomniany jegomość wymyślił sobie, czyli że sobie wyobraził, że...






W tym strumieniu :) płynie wódka i poszedł się napić :))))) Gdybym tego nie widział, to pewnie  za żadne skarby nie uwierzyłbym w takie brednie. Nie dość, że widziałem, to poczułem.W tym strumieniu naprawdę płynęła wódka :))))))))





Na Orlu zjadłem, popiłem herbatą z cytryną... W tym miejscu pozostawię Szanownych Czytelników w rozgoryczeniu. Nie wstawię zdjęć żurku, kiełbasy, najtańszego keczupu i musztardy jako atrakcji wycieczki :))) Nic z tych rzeczy. He,he...





Że niby miałem w planach zajrzeć do Harrachova? A może to nie były moje plany ? :)
Ja na drodze eksperymentu postanowiłem stoczyć się na dół, do Szklarskiej Poręby Głównej :)





Nie gnałem na złamanie karku, bo doświadczony dwukrotnie wypadnięciem z toru jazdy w krzaki, nie za bardzo pragnę bobslejowych emocji :) Poza tym technika mojej jazdy na zjazdach jest więcej niż skromna... ;) Za to wiem jaka jazda jest przed zjazdem :)))))








Podjechałem sobie ze Szklarskiej na Zakręt Śmierci. Lekko się zgrzałem ;), ale to dobrze, bo zjeżdżając z Jakuszyc nic niemal nie kręciłem  i  trochę mnie schłodziło :) Takie podjazdy są fajne :)  Zjeżdżając w stronę Świeradowa, natknąłem się na aero szoszona którego mijałem bez specjalnego wysiłku. Bawi mnie to bardzo i śmieszy. Koleś ugniatający jajka na górnej rurze z broda opartą o mostek, kolana wciśnięte między golenie widelca  i szprychy... Nic nie zastąpi dobrych piast (niepasteryzowany), jeśli chcemy stoczyć się szybko na sam dół... ;)

Pojechałem sobie przez Lubomierz, żeby się uśmiechnąć do samych swoich. Ups... To raczej nie sami swoi... W większości przyjezdni ze wschodu... I za ??? na moim ulubionym parkingu relaks, relaks... :)





Ukryte znaczenia vol. 2341:





Kraty w oknach, biała ściana, szyld(?) browaru... No co to za miejsce? Dom szalonego wariata! Pławna 9 :) 
Rewelacjny jest też zjazd z Pławnej Górnej do Pławnej ... Dolnej. Po remoncie, przez całą, długą wioskę zjeżdża się wyśmienicie. Podobnie wyśmienicie wjeżdża się :)


Motywu kratowego ciąg dalszy: Krata broniąca dzielnie dostępu do pola przed Szprotawą. Świetny patent, zwłaszcza tylko z jednej strony:))))

Aaaa... W Bolesławcu nuda. Dworzec autobusowy pusty, pod sklepem pijaczki, a ceramika też jakaś inna niż dawniej...
Niezbyt miło jedzie się z Lwówka Śląskiego do Bolesławca. Droga wąska, zniszczona i spory, a nawet duży ruch samochodowy ze znacznym zagęszczeniem debilizmu na każde przejechane sto metrów... :( Nie polecam tego odcinka. Jeśli nie trzeba, to lepiej tamtędy nie jeździć...



Z cyklu: Od niedawna bardo ciekawi mnie Kożuchów :)





Statystyki:

1. Woda - cztery butelki, nie pamiętam, czy duże...
2. Cola - mała - dwie
3. Drożdżówki - dwie ( tzn. pączki )
4. Rogal z musem palmowo-cukrowym aromatyzowanym - dwa.
5. Żurek - jeden.
6. Kiełbasa - jedna, w rzeczywistości jedna i kawałek, aby waga porcji się zgadzała :) 
7. Herbata - jedna.
8. Siku - cztery.
9. Kupa - zero.
10. Czipsy - jedna paczuszka.

Sól morską, czyli himalajską, tzn karkonoską znalazłem z tyłu kuchennej szafki,, po powrocie do domu. Mamy czym uzupełnić mineralność naszych organizmów. :)))

Trop:


Dche koniec.


Kategoria Merida, Trzysta plus


  • DST 280.50km
  • Czas 10:49
  • VAVG 25.93km/h
  • VMAX 55.70km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przechytrzyć lenistwo :)

Sobota, 14 maja 2016 · dodano: 15.05.2016 | Komentarze 4


Wreszcie! :) Znalazłem sposób by wstać  zbyt rano... ;) Jest bardzo prosty i polega na odwróceniu biegunów :) Jeśli nie jestem w stanie wstać w nocy, to będę  chodził spać niemal rano. Zadziałało i około 8.30 po wielu próbach znowu jechałem na Czocha :))))
Za Mirocinem, tuż przy starym cmentarzu pomyślałem, że może zrobię jakąś fotę, bo bez zdjęć i tropów w dzisiejszych czasach nic się nie liczy ;) To pstryk... I co? W bliższej oddali wycieczka cyklistów - seniorów z Kożuchowa. Średnia wieku, na oko - około 75 lat! Wielu z nich najprawdopodobniej lepiej jeździ, niż chodzi... Ale fajnie! Gdy już będę starym capem, także będę się integrował z lokalnymi przestrzeniami w taki sposób :)






Także w Kożuchowie zdziwiłem się dość co nieco, bo tyle razy tędy przejeżdżałem i nie widziałem:





A w całości swej brama do przeszłości wygląda tak:





W Żaganiu było fajnie ;) W sklepiku nabyłem wodę, pożarłem zakupioną drożdżówę z nibyladą. A uprzejma ekspedientka przegoniła sąsiada z kamienicy w której jest sklepik, wołając do niego: Co!!!? Ledwo wyszedłeś i już mi tu pod sklepem awantury urządzasz? Koleżkę zaciekawił mój rower :)))

Przez Iłowę przejechałem tak, że nie pamiętam, że przez nią przejeżdżałem :) Może, to przez to że od samego początku oczekiwałem tej tablicy:





A! Niemal zapomniałem! Chętnie odsprzedam tablicę z drugiego planu jakiemuś spragnionemu pożeraczowi gmin. Pożeraczce  tym bardziej :) Cena jest atrakcyjna :)









Mniej więcej gdzieś tu, tzn. zgodnie z powyższym zdjęciem droga się pofalowała niekorzystnie... Widać też uprzejme, towarzyskie powiewy... ;) Dziś nie wypowiem jego imienia. Szatan , nie wiatr... :)))) Dziś rządził niepodzielnie i zmasakrował mnie dość poważnie, a ja tak lubię gdy wieje... To niesprawiedliwe :) Jechałem sobie spokojnie borem, lasem wymachując... telefonem :)












Minąłem się z dwójką sakwiarzy i niemal zdębiałem... Jechałem zupełnie na krótko, a oni w... czapkach, kaskach, i na długo, przeciwwietrznie... Właściwie, to zdębiałem, bo zacząłem myśleć, że to jakieś zagięcie czasoprzestrzeni: ja jadę wiosną, a Oni nie... Dziwnie się poczułem... Pierwsze kilometry w województwie dolnośląskim, a  już Tajemniczy Dolny Śląsk działa... Wprawdzie wiatr nieustająco napierdawiał,  nawet w takich tunelach było go pełno, ale żeby aż tak przy piętnastu stopniach?  Dziwne, doprawdy dziwne...


Lubań wzbudza moje mieszane uczucia. Z jednej strony historii tu pełno, z drugiej socjalizmokomuszyzm ma się tu dobrze.  To znamienne dla większości miast i miasteczek regionu.  Widoczny brak troski o infrastrukturę techniczną, o piękne niegdyś kamienice, budowle... Wszak to nie jest majątek żyjących tu nawiezionych ze wschodu mieszkańców, więc po co dbać... 





 A dalej, kolejny zaniedbany most...





Ąż tu nagle...





Podjeździk  ;) przed Czochem. Fajny, lecz krótki. I kolejna ma refleksja: podjazdy nie są takie straszne, długie także nie. Mój niepokój wzbudzają jednak pojawiające się na przemian z nimi zjazdy :) Ciągle pod górę, jest ok. Raz w górę , raz w dół - nie bardzo :)





Właściwie, to nie zamek Czocha mnie interesował ;) Widziałem go wiele razy, a ta sypialnia z zapadnią jest bardzo niepraktyczna :)))) Zapora zdecydowanie bardziej :)






















A to jedna z wielu tajemnic Dolnego Śląska:





Wlot do tunelu prowadzącego na Zamek Książ :) Podobno zachowały się  tytanowe kapsuły, którymi można było się tam dostać :))))))





O Czochu chciałbym pisać tylko pozytywnie i radośnie, z zachwytem i och -achami, bo go po prostu uwielbiam... Ale nie...To skandal, że taką budowlą zawiaduje banda skretyniałych wojskowych, czy też okołowojskowych nieokrzesanych tłuków. To skandal, że tak wspaniała budowla nie przynosi chwały i chluby historii regionu ...
Może marudzę, może nie... Szlag mnie trafia jednak, gdy obserwuję niszczejące zabytki, zabytki z których wyciąga się ponad miarę, w zamian nie dając zbyt wiele...





A z tyłu jest tak:













Pociesza mnie kameralność tej części zamku, lecz jej stan, raczej brak stanu już nie...





Gdyby nie ogólnodostępny w regionie kamień, to pewnie przyjezdni wraz z wojskowymi do spółki rozebrali by zamek na fundamenty do swoich nor... Wnętrza zostały już i tak dokumentnie przetworzone, to i już o nich nie rozwodzę się zbytnio...





Bardzo lubię Leśną, a jeszcze bardziej pobliskie Grabiszyce Górne. Co z tego? W Leśnej dookoła ratusza spacerują kolejne pokolenia zapijaczonych lokalsów... :( 
Pożarłem więc pizzę fi 33 :), zarzuciłem na grzbiet cieplejsze barchany (nogawki i rękawki) i do domu...





Tu (chyba tu) wpadłem na pomysł zarzucenia na siebie wiatrówki. Dość niefortunny, mimo nakurzającego wiatru. Ukryłem telefon nagrywający ślad przejazdu w przedniej kieszeni, no i...




...w Lubaniu gdy ją ściągałem, połapałem się, że ślad się zatrzymał :)))  Reset i tropiłem się od nowa :) 

Poniżej na zjeździe za Henrykowem Lubańskim zdziwiony byłem, że jadę... 17 km/h ;) Zazwyczaj bywa tu od 40 do 50km/h :) 
Oj, ten wietrzyk złośliwy...





W okolicy Piasecznej jakość drogi nie nastrajała. Uprzejmości i nie dostarczał nadal wiatr... No to relaks :)









Ajoła Siti od południa.





Polnische bahn ;)





To taki prolog, bez ładu i składu do następnej fotografii (?)








Mieli chłopaki jaja...

Droga między Żaganiem a Kożuchowem atrakcyjna nie jest, jest za to pognieciona, a mimo, że już wieczór dreptał mi po piętach, wiatr nie dawał za wygrana. Wprawdzie nieco osłabł, lecz gdy byłem już niemal pod domem, to marna pociecha. Uzależniłem się od wiatru w ryj, tak bardzo, że nie byłbym w stanie bez niego wrócić do domu :)









Kożuchów od strony Żagania...





Merida  Wąskotorówka :)





Wyłaź lisu z tych chaszczy!!! :) 





Gdy zrobiło się ciemno wietrzyk przycichł odczuwalnie... A mój drugi głos szepnął: Co!!!??? .urwa!!! Teraz??? :))))





Dystans licznikowy, czyli trop:





Sumując:
Niewiele brakowało, a znowu nie pojechałbym na Czocha :) Dzięki wspaniałości mej Żony, która radośne po szóstej rzekła: A ty co? Miałeś gdzieś jechać! Ciężko jest mi odmawiać Żonie, no to pojechałem :))))




  • DST 168.90km
  • Czas 06:04
  • VAVG 27.84km/h
  • VMAX 60.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Zamek Czocha wyprawa kolejna :)))))

Niedziela, 8 maja 2016 · dodano: 08.05.2016 | Komentarze 8


Godzina 3.30, dzwoni budzik... ;) Wstaję błyskawicznie... ;) W piętnaście minut jestem gotowy do jazdy... ;) Wszystko gotowe? Tak! No to w drogę... na drugi bok. :)))))) Paweł z Tomkiem odpuścili ten wyjazd, ale nie mam do nich żalu, no bo nic na siłę. Mieli stanowić dla mnie motywator do ruszenia tyłka w środku nocy... I co? Ufo!!! :)))) Jak zwykle nie wstałem, gdy nie muszę ;) Eh... Znowu musiałem improwizować i padło na wojaże dookoła komina :) Tradycyjnie, wiatr nie przeszkadzał mi tylko na początku, bo ja chyba jakimś masochistą jestem :) 





Morena w okolicach Krosna Odrzańskiego





I najwspanialsza rzeka świata - Bóbr





Droga 32 była dziś dla mnie łaskawa, a od Krosna Odrzańskiego do Gubina... relaks, relaks... :)
Ta relaksacja zakończyła się tak...




Średnia jest brutto, bo mój pumpkinowy licznik pochodzi z dychkontu :) i dopiero niedawno zaskoczylem, że liczy cały czas :) Zdziwiłem się, a choć wiatr nie przeszkadzał, chwilami pchał, to i tak chyba za dużo, jak na moje lenistwo :))))





Na otarcie łez ;) bo moje okulary marnie skończyły swój żywot, w okolicznościach złych, pstryknąłem sobie taką oto panoramkę Gubina:




Po skręcie w stronę Biecza, szczena mi opadła, bo wiatr ją pofatygował w tę właśnie stronę... ;) Sprawdzałem w domu, że wiatr będzie, do tego całkiem niezły, na mapach 15m/s ale odczuwalny był chyba bardziej :)))) 





W związku z powiewami i średnią jakością drogi w kierunku Biecza, wyluzowałem i  do drogi na Brody, Zasieki jechałem bardzo miękko i... wolno :)))




Ponieważ nie jestem grzesznikiem, to i tak bym nie zgrzeszył, nie zatrzymując się dla zfocenia tak miłych okoliczności natury. Jednak zatrzymalem się, bo jestem dobrym niegrzesznikiem :) O, jaaa... !!!??? O co mi chodziło w tym zdaniu? Hm...


A w Bieczu...





To zamiast Zamku Czocha :))))





Wreszcie dojechałem do bardziejszej drogi na zachód i gdy już cieszyłem się, że nie będzie trzęsło mi prostej taty, to dla odmiany z ciepła chyba asfalt mi się przesunął...





Za-sie-ki gó-ra-le... tra-we, tra-a-we...

Widząc ten znak nabrałem chęci by odbić Łużyce Niemcom, ale, zaraz, zaraz... Literka T, to Tyrol, czy Turyngia? No nie... Tam, to ja nie dojadę :) Odpuściłem... Znajome cyfry po prawej natchnęły mnie pomysłem, by właśnie w tę stronę, ale tam znowu Niemcy...Eh...
Zajechałem na Statoil, zżarłem ceha doga ( i teraz złośliwie, nie będzie zdjęcia z restauracji i wypasionego posiłku, godnego uwiecznienia na zdjęciu), po czym dałem znać do bazy, że jeszcze żyję, a chwilę później ruszyłem dalej?





Jeziory Wysokie (?) Faktem jest, że za moment było z górki. Co z tego, jak wiatr nacierał pod górkę :)





Na obwodnicy Lubska, zmiękła mi rura :) Co? Przecież, tak bardzo lubię jeździć pod wiatr ;) A tu proszę, niespodzianka :)





Od Lubska do Nowogrodu Bobrzańskiego szału nie było, bo wiało w ryj, a i nawierzchnia na tym odcinku jest mocno emtebowa :)





Brzoza smoleńska prawdę mówi :)





Drugą prawdę także...





W Nowogrodzie Bobrzańskim, od mostu na Bobrze, bacznie obserwowałem ruch samochodowy, w nadziei, że okoliczne, zmotoryzowane buractwo siorbie właśnie niedzielny rosół, a w najgorszym przypadku beka jeszcze po ostatnich kęsach schabowego z wyprzedaży... Niby zbyt wielu ich nie było, na orlenie, przy wyjeździe w stronę Zielonej Góry, także klientów mało, więc postanowiłem po raz kolejny popełnić ten sam błąd i pojechać drogą śmierci, czyli 27. A na niej było tak:




Mój kolega rokendrolowiec, ze światowego top 10 rokendrolowców, pytany nieustannie, aż do obrzydzenia: Skąd taka dziwna nazwa zespołu (muzycznego)?, znudzony, rozbrajająco odpowiadał, że z dupy :) Może właśnie stamtąd pojawili się też ci kierowcy? Sam nie wiem...  Żeby aż tylu? Tak nagle? Może jedli rosół ze śmietaną? :))))))

Z radością zjechałem w Świdnicy i nieśpiesznie wdrapywałem się na przydomową morenkę świdnicko -wilkanowską...
Nie piszę o wietrze, to znaczy, że nie wiało? Oj nie! :) Tym razem wiało z górki :))))





Sumując: wspaniała przejażdżka na Zamek Czocha, wspaniałe widoki, szczególnie Jezioro Leśniańskie, równie ciekawe podjazdy i ten klimat Leśnej... :)))))))))

Trop:


Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 41.60km
  • Czas 01:26
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 59.20km/h
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chłopcy dializowcy vol.?

Sobota, 7 maja 2016 · dodano: 08.05.2016 | Komentarze 2

Niezliczoną ilość razy wykonywałem takie kursy, często wiele razy dziennie :) Dziś Tatuńcio miał ochotę na:  kupon Lotto :), cukierki, czyli papieroski ;), a także na piwo z drożdżami, rzecz jasna grodziskie :) No to synek pojeździł nieco po mieście :))) A później, na około do domu. Nawet zdarzyło się pod górkę, prawie jak do szkoły :)











Fotony pochodzą z gdzieś kawałek za Leśniowem Wielkim :) No i już wiem, że jutro też jeździłem :))))))
I jeszcze jedną refleksję mam: Otóż przygotowywanie wpisów później niż natychmiast, powoduje, że zapominam o różnych okolicznościach przejażdżki, choćby o temperaturze, albo o jakimś fajansiarzu, który chciał skręcić szybciej niż ja... :)  Wniosek z tego taki, że jeżdżenie tak! Ale pilnowanie wpisów... :)

Trop:








  • DST 76.20km
  • Czas 02:49
  • VAVG 27.05km/h
  • VMAX 55.70km/h
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ciepło, zimno... ciepło, zimno...

Piątek, 29 kwietnia 2016 · dodano: 29.04.2016 | Komentarze 1


No i proszę! Słońce, błękitne niebo, na starcie 14 stopni, pod koniec niecałe cztery... :) Dziewczyny na basenie, to ja hyc na rower :)
Po drodze wody nie brakowało. Stawy, jeziorka, strumyki i... bajorka. Ale, nie... Spotkałem trzech szoszonów, wszyscy kulturalni. Miło się zdziwiłem. Jeden bawił się na rowerze czasowym chyba. Miał nawet pełne koło z tyłu. Nakurzał, aż miło. Nakurzał, aż się odwróciłem. Nakurzał, aż mi szczena podrygiwać w stronę ziemi poczęła. Nakurzał wprawdzie z wiatrem, lecz to niewiele zmienia. Bez wiatru też pewnie by nakurzał. Tak nakurzał, że aż dostałem na chwilę kaszlu z wrażenia. Powiedziałbym nawet, że to było dobre, ale nie jestem bogiem :)  To też nie ma znaczenia, bo i tak nieźle nakurzał :) Bardzo mi się podoba nakurzanie,, ale czy dałby radę nakurzać tak cały dzień i noc całą, jak nakurzał tę chwilówkę? Jeśli tak, to uznam go za Super Nakurzacza kwietnia. Ciekawe...




Tu podobno było najbardziej pod górkę. Nie byl bym taki pewien. Najczęściej pod górkę i to bardzo miałem do szkoły :)
 




Nie ma to jak robić zdjęcia... pod górkę :))) Zawsze to jakieś usprawiedliwienie (dla tłumu), że tak wolno :))))






Twierdzenie, że Lubuskie ma kiepskie drogi, jest mocno naciągane :))))








Kiedyś, yyyy... kiedy to było??? :)))) ten staw był dziki, mniejszy i fajniejszy... Dojeżdżaliśmy tu maluchem w sześciu, czasem siedmiu. Niestety pewnego razu odpadło mu koło, temu misiu,yyyy... maluchowi :)





No i wątek romantyczny: Pod tymi właśnie, dziś już drzewami, a dawniej drzewkami, czy nawet krzakami, niejednokrotnie spotykałem moją Żonę. Co za niespodziewane spotkania to były... Nogi w wodzie, a głowy w chmurach :))))

No i coś dla miłośników statystyk:  

Zjadłem jedno czerwono - zielone jabłko.  A jakże, nie obyło się też bez małej coli, tym razem wiśniowej :)





Kategoria Do stu, Merida


  • DST 33.10km
  • Czas 01:11
  • VAVG 27.97km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z górki, pod... wiatr :)))

Środa, 27 kwietnia 2016 · dodano: 27.04.2016 | Komentarze 2



Pełne szaleństwo... Trzy razy prawie w rowie :) Nie, nie samochody ... Wiatr :)  Nieźle dziś dawał... A mimo, że lubię gdy wieje, to jednak miałem mieszane uczucia. Wiał wszędzie,  zewsząd i dowsząd :) 

Ale na początku...




... stoi Dżony niepocieszony... Ze złości pożarłem jabłko, czyhające w kieszeni. A co tam! Na smutki cukier smaczniutki...





Ot i tyle, w godzinę i dwie chwile...







  • DST 79.20km
  • Czas 02:51
  • VAVG 27.79km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cycling

Sobota, 23 kwietnia 2016 · dodano: 23.04.2016 | Komentarze 7


Cycling, no bo trasa płaska jak mongolska decha. Niby tak, ale cztery wzgórki były :)

Zamierzałem robić coś innego, następnie ów zamiar zarzuciłem i ostatecznie gdy około 9.30 zadzwonił kolega Paweł, postanowiłem ów zamiar przywołać, lecz w mocno (to mało powiedziane) okrojonej wersji. Ponieważ ostatnio wieje uroczy wiatr z wszelkich możliwych stron, to pomyślałem sobie, że dla takich miłych okoliczności ruszę dupę wraz z rowerem.  Ruszyliśmy ( razem z kolegą Pawła - Tomkiem, który stał się automatycznie także moim kolegą )  z okolic ronda przy pogotowiu na ulicy Wyspianskiego. Gdy zobaczyłem rower Tomka, mina mi zrzedła dość mocno. Paweł wprawdzie jeździ na Tribanie 500, ale szosa to jednak szosa. Tomek ujeżdżał karbonowego Authora i do tego już z daleka wiedziałem, że przy porwistym wietrze wywieje mu go spod tyłka :) Ten składak ( swoją drogą składany w naszym ulubionym sklepie rowerowym ) z bidonami ( nie wiem czy pełnymi) waży podobno prawie siedem kilogramów, czyli dwa razy mniej niż moja Merida :)))) A że, chłopaki dość mocno przykozaczyli na starcie, to wpadłem w delikatną zadumę... ;) W mieście już się nie śpieszę, jeżdżę bardzo ostrożnie ( po moich przygodach niejeden cyklista zmieniłby hobby na szachy ), a koledzy ogarniali auta raz z lewa, raz z prawa, mylili czerwone z ciemnozielonym... :)))) To nie w moim stylu... Wreszcie Paweł wyjaśnił Tomkowi przyczynę mojej wstrzemięźliwości (?) . Nie jestem samcem alfa, lecz samcem omega  :))))))

Gdy wyjechaliśmy wreszcie ulicą Wrocławską z miasta w stronę Raculi zrobiło się dość żwawo, tym bardziej im bardziej było z górki, zaś za Drzonkowem... wiatr ustalił kolejność peletoniku :) Jak frajer jechałem prawie do Kożuchowa z przodu. Nie, nie jak frajer. Lubię rozbijać wiatr, choć powyżej trzydziestu pięciu kilometrów na ha, bywa, że nie jest już tak łatwo :)  Spodobało mi się dźwięczenie roweru Tomka na dziurach, nie było słychać metalicznych pobrzękiwań, lecz tylko delikatne zgrzyty, jakby trzeszczał tani plastik. Fajny był ten dźwięk :)  Oczywiście dyskusja była jedyna słuszna: o rowerach :)))))) Ponieważ, Tomek nie znał mojej opowieści, to szczena mu drżała i nie mógł się nadziwić, bo to mimo wszystko nieprawdopodobne, że przeżyłem czołówkę z tirem. Mnie dziwi to nieustannie, całą dobę, od kiedy uświadomiłem sobie, że nie taki tir straszny :)))))))) W międzyczasie, ciągle wiało :)  Z Kożuchowa pojechaliśmy na Wichów, dalej na Urzuty, do Niwisk i do domów. Niestety dwa kursy przez miasto, to dla mnie zbyt wiele :/  Koledzy namawiali mnie na jutrzejszą zielonogórską ustawkę, bo podobno jak stwierdzili, jechałbym  z przodu... Mi to niezbyt ideologicznie pasuje, no bo jak to? Samiec omega na pikniku samców alfa? :))))) Poza tym, postanowiłem, że będę utrwalał stereotyp, jakoby rowery nieszosowe szans z szosowymi nie mają :))))  Po co burzyć system? Rozstaliśmy się niemal w punkcie spotkania i z postanowieniem kolejnych wspólnych przejażdżek radośnie wróciliśmy pod strzechy :)

Trop:



No i fotony. Tylko trzy, bo wiało i obiektyw się wyginał :)




Kawałek za Niwiskami, w stronę Ochli. Paweł sprawdza jak bardzo odjechał :))))





Ja zaś sprawdzałem, jak bardzo wiatr powyginał mi nozdrza :) ( A tak naprawdę: jedź, jedź... zaraz i tak zaczniesz się oglądać... )
Nawet mnie to bawiło. Właściwie bardzo mi się dziś podobało. To dziwne, a jednak... :)





Tomek mający najbardziej szosowy rower, dyskretnie kontrolował sytuację :)

Takie zbiorowe jeżdżenie, to zupełnie inna bajka, niż samotne eskapady. Zaczyna mi się to podobać, choć samcoalfizm dość mocno jeszcze mnie irytuje.  Prawda, że socjalizuję się coraz bardziej ? :)))))))



Kategoria Do stu, Merida


  • DST 42.30km
  • Czas 01:31
  • VAVG 27.89km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blue and green :)

Czwartek, 21 kwietnia 2016 · dodano: 21.04.2016 | Komentarze 2


Napiszę niewiele, bo pędzimy na fortepian :)

Rano był przymrozek...






Naturalna, naturalnie wyczesana matka natura na starcie...




PSL :)))))))





Moja nowa dynia licznikowa... Działa, więc po co przepłacać... :)





Wschodząca gwiazda... Uwielbiam magnolie.




Trasa Północna :) w Zielonej Górze... 

A po wyłączeniu szpieguńcia pojechałem jeszcze do szkoły po matołka :))))





My jesteśmy super dauny, świat pożytek ma z nas marny. W to mi graj, w to mi graj... :)
Dałem autobusowi fory, bo jeszcze kierowca wpadnie w szał i zacznie kubiczyć :)








  • DST 45.40km
  • Czas 01:38
  • VAVG 27.80km/h
  • VMAX 55.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bluenet wieczorową porą

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · dodano: 17.04.2016 | Komentarze 0



Wytargawszy z rowerowej szafki zapchloną błękitną wiatrówkę poszedłem sobie pojeździć. W zależności od potrzeb i oczekiwań można  nawet rzec, że poszedłem się poturlać :)  Poturlałem się w świetle lamp i reflektorów, czasem po ciemku, choć nie do końca, bo Pan Księżyc dziś  bił blaskiem ( jakiś taki zamglony, czy inny... czort, ups... go wie ).  Pachniało mi dziś propolisem w Drzonowie, tarcicą trochę dalej i mokrymi szyszkami przez większość  trasy.  Noc (dziś akurat wieczór), to  jednak moja ulubiona pora roku :)
Nie ma zdjęć, ale za to jest...trop :)))))))  Licznik się temu misiu świeci, ale nie kręci :))))