Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Walery.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Dwieście plus

Dystans całkowity:3610.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:139:06
Średnia prędkość:25.95 km/h
Maksymalna prędkość:60.60 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:240.67 km i 9h 16m
Więcej statystyk
  • DST 219.20km
  • Czas 07:45
  • VAVG 28.28km/h
  • VMAX 54.10km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na żużel do Gorzowa... ;)

Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 3


Pewne działania są dla Rodziny, a inne dla siebie... Nie pojechałem gdzieś indziej, by... pojechać na żużel do Gorzowa ;)
Okazało się, że żużla nie było, to zajechałem nad Wartę :) Fajną tam mają plażę ;) Jakie miasto, taka plaża...;) Ale niech będzie, jak jest jeden tramwaj, to piasku na plaży też za wiele nie będzie.... To tyle lubuskich derbów :)





Całkiem ładny nadwarciański skwer.





W tle chyba dawny magazyn zbożowy... Zdecydowanie bardziej wolę żółte szkła, niż niebieskie lub czarne. Więcej widać, a słońce walące po oczach da się znieść :)

Podróż w czasie:




Początek przejażdżki, to słynna dla mnie Moja Własna Tablica Dylematów  :) Dziś zwyciężyła Rodzina, lecz nie czuję się wcale pokonanym, wręcz przeciwnie :)

Dzisiaj także zastosowałem pakiet dopingowy, czyli magiczne kulki mocy. Na długo nie wystarczyły, bo pożarłem je wszystkie, kawałek za Międzyrzeczem... No dobra jedną zostawiłem w razie wu :)

Droga do Gorzowa, to całkowita sielanka, pusto na drodze, zieleń i... słońce ;) Dziś było go sporo, a przyjemność jazdy potęgowała wysoka wilgotność po wczorajszych sporych deszczach. Tzn...yyyy... Parno i duszno:) Jedynego zaburzenia tegoż stanu ducha przysporzyła jedyna obwodnica Międzyrzecza, stanowiąca ten fragment ekspresówki S3, który to drogą ekspresową jeszcze nie jest :)
Hałas, hałas i hałas... Możliwość jazdy na północ, bez wjeżdżania do Międzyrzecza niedługo pewnie się skończy, bo budowana jest druga nitka obwodnicy, a wtedy, będzie to raczej Prawdziwa Polska Droga Ekspresowa. Ale z tym, byłbym ostrożny ;)

Popiwszy nieco ;) ruszyłech cielsko nazad ku domowi prawie tą samą drogą. Czy żaliłem się już , że od Deszczna do Gorzowa i od Gorzowa do Deszczna jedzie się tragicznie ? Ach te Prawdziwe Polskie Drogi Gminne...




Do Gorzowa było w pełnym słońcu, a udaru nie widać ;) Trza mieć patenta na te sprawy :)





Gdy zatrzymywałem się pod tym termometrem, pan z pobliskiego domku krzyknął: Ciepło! ;) Choć widywałem już bardziej, to jednak pięćdziesiąt cztery stopnie wywołały we mnie chwilę zadumy...;) 
Ale, ale! Jest nadzieja! Fragmentami zacieniało już sympatycznie, więc szanse na przeżycie rosły.




Z prognoz wynikało, że około siedemnastej ma rozpocząć się Prawdziwa Burza w okolicach domu, więc miałem nadzieję, że jednak pokona ona magiczny mur jakim jest Odra, przedostanie się na północ i zleje mnie obficie, ku radości mego przegrzanego łba.Nic z tego! Modliłem się o to już od Skwierzyny, ale ani w Międzyrzeczu, ani w Świebodzinie, ani nawet w Sulechowie nic się nie wydarzyło. poza przemiłym wiaterkiem i zachmurzeniem. Dopiero na moście w Cigacicach, spadła na mnie łaska niebiańskiego szczocha... Rewelacja, rewelacja i jeszcze raz rewelacja! :) Gdybym wybrał dziś siebie, to tej przyjemności bym nie doznał :) Niedziela jest słoneczna, a ja w czasie ulewy miałem przecież zbierać świeży zapas jodu do magicznego woreczka, po prostu miało mnie tu ( w okolicach domu) nie być
:) Niniejszym śmiem zakomunikować, iż rytualnego przejazdu po woreczek świeżego jodu w tym miesiącu już nie będzie :) Tak oto hartuję ducha, by przyjemności jazdy rowerem nie skarykaturzyć :)  Dlaczego? Ano dlatego, że to nie jest moja pasja, ba nawet hobby nie:)






Jazda w deszczu przy dwudziestu kilku stopniach, to jak dotyk Matki Natury - dreszcz ekstazy...




Naturalny reaktor naturalnie wychłodzony, a to dokument prawie jak z Czernobyla...

Bikowe statsy: 

Kulki mocy - jedno pudełko (za mało)
Woda niegazowana - 11 razy 1,5l  :))))))))))))))))))  Nerki dały radę, w końcu to mój Ojciec jest dializowany, nie ja :)
Bakterie koli - 1 litr
Trzy suche bułki
Jeden Małysz snack :)

GPS włączył się później, licznik zalał wodą pod koniec, więc to bez znaczenia ile kilometrów  :) Jedno jest tylko pewne: żużla nie było :)))))))))))))



















  • DST 227.90km
  • Czas 07:33
  • VAVG 30.19km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gdy łańcuch przeskakuje częściej niż mijają mnie samochody :)

Niedziela, 31 maja 2015 · dodano: 01.06.2015 | Komentarze 4



Zapisałem się niedawno do Greenpeace.de ;) i jako chrzest dla świeżaka otrzymałem zadanie:  inspekcja najstarszego drzewa w Polsce. Podobno to cis w Henrykowie Lubańskim, być może najstarszy cis także na kontynencie. Bułka z masłem, bo już tam kiedyś byłem:) Okazuje się, że rośnie nawet i ma się doskonale. Widziałem też pogańskich pielgrzymów z konewkami...Więc jest dobrze :)

Po kolei:

 

Za Nowogrodem Bobrzańskim, przy żwirowni  łańcuch spada po raz pierwszy ;) Czas na fotę - samofotę :)
Ponieważ z przyczyn, o których nie będę się rozpisywał, łańcuch przeskakuje coraz bardziej, zmuszony byłem do zastosowania pewnego patentu :) czyli jazdy z przesadnie wysoką kadencją, bo wszelkie normalne techniki groziły zaślinieniem mostka :) A i tak jeżdżę z wysoką kadencją, bo po pierwsze - lubię, po drugie - mój organizm też to lubi i po trzecie - gen dziadka ciągle we mnie tkwi :)

Efekt jest taki, że czasem jet wolniej niż pompa pozwala, choć nie do końca, bo wpływ na mnie ma chyba z milion innych czynników :)



Ajoła Siti...



Jaśnie Pan Bóbr....




To jakiś stawik wędkarski za Iłową, a może trochę nawet dalej...



Bory dolnośląskie, są niezłe, lecz do Puszczy Noteckiej sporo im brakuje...
Za to nawierzchnia nadaje się, poza drobnymi fragmentami, na szarże trzykilowymi szosówkami ;)







Niemal u celu... Zza drugiego zakrętu niebawem wychylą się dwaj normalni szosowcy, machniemy sobie łapkami i... tyle :)





Że niby w oddali pogórze, góry? Że niby miałem tam pojechać? Nieee.... Tylko nie zjazdy.... :)





Zielony Inspektor Przyrody :)
Uwielbiam kamienne mury, o czym już parę razy było, bo ja straszny nudziarz jestem :)


Mini album cisowy:



















Żegnaj Henio...



Znowu ślimakoszon... ;)

Ale... Okazało się, że też normalny, siadł mi na koło, co akurat dziś było mi obojętne, a za jakiś czas przed poniższym przejazdem kolejowym zrobiliśmy postój, popaplaliśmy i każdy w swoją stronę...




Relax, relax...





Zdjęcie wcale nie oddaje tego podjeździku, a to niby morena czołowa tuż przed domem...





Kolejna, taka sama niemal fota ;) Okolice Świdnicy, Wilkanowa...

Fajnie,że wiało, bo tak lubię. Było trochę pochmurno, a trochę nie... Tak też lubię :) Temperatura optymalna: pod domem drogowe termometry pokazywały 20 i nieco ponad 25 stopni.

Dwa tropy, bo symbianowy  sports fucker, po telefonie Ojca ( Uważaj na siebie! Uważam Tato, uważam... ), jak zwykle wyłożył cały telefon. Dobrze, że chociaż ślad się zapisał. Chrześcijanie i tak uwierzyliby we wszystko co im się powie, ale gorzej z poganami, ci jak nie zobaczą to nie uwierzą :)

 Baj, baj... :)




Bardzo dużo czasu zajmuje mi wklepywanie różnych literek i cyfr, chyba jednak nie lubię tego... :( Eh... 





  • DST 241.60km
  • Czas 08:16
  • VAVG 29.23km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Esej narkotyczny.... :)

Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 26.07.2014 | Komentarze 0



Narkotyczny trip miał odbyć się z samego rana, a nawet z nocy samej. Gdy zegar zadzwonił w środku najwspanialszego snu, okazało się, że jakaś dziwna substancja krąży za oknem bez ustanku zasłaniając widok na wszystko nie wyłączając czubka własnego nosa...
Bezwzględnie wykorzystałem tę rozleniwiającą okoliczność i poszedłem śnić jeszcze :) Wstawszy okazało się, że pora jest już niemal  pośniadaniowa i wyprawa do Leśnej siłą rzeczy umarła na czas jakiś...Hm... I co teraz? Krótki strzał tu i ówdzie...

Do Krosna Odrzańskiego pojechałem dołem, czyli do Odry i dalej drogą Świebodzin - Krosno. Trochę wolniejsza, ale za to spokój niebywały na niej jest w soboty. Do Cybinki jakoś tak dziwnie szybko mi się jechało. Czyżby jakiś narkotyczny powiew? Tak... Pyłki trawy próbowały mnie gonić, ale nie dałem się... :)




Pogórze Lubuskie ;)

W Cybince, gdzie nie ma już od dłuższego czasu paskudnych kocich łbów, skręciłem na Rzepin i... narkotyk przestał działać. Nie mogłem już tak zasuwać... Hm... Słabo. Kiedyś kompot miał moc, dziś na rowerze ludożerka popija jakieś izochomiki, draże szczęścia i pastylki odwagi.... Amatorka... :)




Może w Puszczy Rzepińskiej można coś fajnego znaleźć? Zioła, grzyby, maliny wraz z jeżynami i poziomki...:)
Ale to, trzeba było by ruszyć tyłek z roweru w lewo lub w prawo, a nie tak ciągle kręcić. Po grzybach też można się nieźle zakręcić... Albo po poziomkach jak się człowiek zgubi szukając jeszcze borówek. w ciemnym lesie:)





Duet niemożliwy: Marycha w trawie ;)


Ponieważ dziś na niczym mi nie zależało, to z premedytacją wjeżdżałem do mijanych miasteczek, mimo że niektóre z nich miały... yyy... obwodnice :) Ośno Lubuskie w centrum w remoncie. I to jest fajne, bo będzie to niebawem miłe, kameralne miasteczko, choć jeżdżenie rowerami szosowymi nie do końca spełni oczekiwania właścicieli owych rowerów z powodu nadmiaru bruku.

Męcząca jest jazda dwudziestką dwójką, bo jest tam hm... dziwnie nieprzyjemnie. Na całe szczęście od rozjazdu na Gorzów Wlkp ta droga robi się niemal pusta, aż do skrzyżowania ze starą trójką. Dodatkowo ten odcinek ma inny numer. Chyba dwadzieścia cztery. Niestety poprzeczne spękania i ciągła niemal, powolna i utajona wspinaczka potrafi  zaskoczyć. Dziś mnie zaskoczyła, bo od Ośna wiało mi w centralny punkt ryja, co z jednej strony jest fajne, bo chłodzi, ale żeby aż tak upierdliwie hamować ambitnego amatora, tak jak dziś? :)






I proszę, znowu narkomańskie naleciałości: Trawa może puścić z torbami nawet Marychę :)





Wspomniane skrzyżowanie  starej trójki z drogą na Kostrzyn...





Alkohol, narkotyki i słońce to niebezpieczna mieszanka :)  Zwłaszcza nadmiar słońca.





W Międzyrzeczu nieźle się ubawiłem, a zwłaszcza uśmiałem: Choć może to jeszcze nie wygląda na korek, to jednak nim jest :) Na obwodnicy Międzyrzecza pojawił się on nie wiedzieć czemu. Czyżby kierowcy dodają jakichś magicznych specyfików do czynnika chłodzącego w klimatyzacjach swoich aut? Wyprzedzałem ich oczywiście z siłą wodospadu, aż do chwili gdy sam musiałem zmierzyć się z podjazdem na różowy wiadukt nad S3 :) Ciekawostka: Termometr drogowy pokazywał u góry: 29 stopni, a na dole 41... To chyba dlatego było mi dziwnie gorąco. Prawie jak po spirytusie :)





Wiadukt es trójki, gdy obrosną go zielone krzewy ;) ładnie wkomponuje się w otoczenie. Już jest tam niezła jazda i jeszcze można tam mieć nawet niezły film. Tzn nakręcić będzie można takowy...





Mój organizm nie mógł przyjąć więcej białego, bo gorąco... i białe odstąpiłem Maryśce. Cóż za mieszanka! ;)

No i czas na morał, mimo że to nie bajka:

Rowerzysto! Nie bierz narkotyków! One są zbyt piękne... ...a miejsca na podium  tylko trzy :)

P.s.
Prędkość maksymalna pochodzi z licznika, ponieważ mój sports dragers na bank coś bierze, bo pokazuje samochodowe prędkości w miejscu gdzie na rowerze było by to baaardzo trudne. No, chyba że z Asterixem... ;)












  • DST 267.40km
  • Czas 10:00
  • VAVG 26.74km/h
  • VMAX 60.60km/h
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak nieopatrznie zostałem zającem... :)

Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 05.07.2014 | Komentarze 0

Jakiś czas temu pewien rowerzysta zaproponował mi wspólne jeżdżenie, ponieważ, jak sądzę spodobała mu się jedna z moich przejażdżek... Miał to być początkowo dystans podobny do tego zachwycającego epizodu, czyli pod czterysta kilometrów... Przyszła wiosna i dystans stopniał... Zostało jakieś sto dwadzieścia kilometrów. Zawsze to coś i zdecydowałem się na taka jazdę, wiedziony ciekawością, bo zawsze jeżdżę sam... W sumie było sympatycznie ale miałem niedosyt... Niedawno padła ze strony znajomego propozycja trasy do trzystu kilometrów. Oczy mi się zaświeciły bardziej, bo to już trochę jest :) Początkowo miał to być Poznań, lecz zdecydowanie grzecznie zasugerowałem, że trasa z Zielonej Góry do Poznania nie jest tą, która mnie kręci. Raczej zniechęca... Zaproponowałem kilka wariantów i ostatecznie wybór padł na trasę: Zielona Góra - Skwierzyna - Drezdenko i z powrotem :)
W okolicach Międzyrzecza, w trakcie miłej rozmowy okazało się, że to ma być rekordowa trasa znajomego. I... bardzo dobrze! Będę uczestniczył w biciu rekordu... Yeah!!! Okazało się też, że fajnie by było gdybym... jechał z przodu. W sumie logiczne: znam tę trasę bardzo dobrze itp, bla, bla, bla... :) Tak oto, przypadkowo dla mnie zostałem zającem :) Cóż, zając nie mysz i zasuwać powinien... Tak też poczułem i na miarę moich możliwości przyciskałem bardziej... :) Szkoda tylko, że zajęczenie trwało sporo ponad dwieście kilometrów ;) Ów rekord mógłby być bardziej bardziejszy z każdej perspektywy. Ale cóż bywa i tak... Było mi fajnie, bo kręciłem nieco bardziej ambitnie niż zwykle :)  Gdzieś między Skwierzyną a Drezdenkiem chciałem zrobić kilka zdjęć wczesnego wschodu słońca, lecz telefonofotografilizator to kiepskie urządzenie na tę część doby :) I... zdjęć nie będzie tym razem... Później byłem zajęty wywieszaniem zajęczej wargi na kierownicę i nie chciało mi się już sięgać po telefon :) Raz nie zawsze... Wyruszyliśmy tuż po północy. Noc była bardzo ciepła i tylko na odcinku Międzyrzecz - Drezdenko zakładałen rękawki i nogawki... Lasy, lasy... :) Właściwie, za gastro serwisy mogły nam służyć tylko cepeeny i inne takie, bo w Drezdenku byliśmy około 4.30 - 4.45.  Od Skwierzyny do domu wiatr nas porządnie sponiewierał, ale to akurat mi się podobało. Około dziesiątej było już za gorąco :)  Subiektywnie mi było za gorąco...W sumie wydaje mi się , że poszło w miarę sprawnie. Ale to jest bardzo względne ;) Obrzydliwa hotdogowa alternatywa... Bleee... :)
Pojeżdziliśmy trochę, pogadaliśmy o rowerach i... do Domów...  do Rodzin... :)

Zajęczy trop:





  • DST 247.20km
  • Czas 09:19
  • VAVG 26.53km/h
  • VMAX 49.10km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Najstarszy cis w Polsce... :)

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 2

Ot i udała mi się tym razem wycieczka turystyczna... I cel nawet się pojawił :) Ponieważ żyję w nocy , to pobudki o trzeciej, czwartej nad ranem są dla mnie niezrozumiałe :) Wszak to wieczór dopiero :) Dziś zupełnie niespodziewanie i wyjątkowo ruszyłem cielsko z łoża, choć Monia z Ciotką Karoliną mówiły, że to bez sensu , że lepiej abym pojechał już, czyli wieczorem :) Nie mogłem się jakoś zdecydować i... zostałem w domu. Wprawdzie miast wstać o trzeciej, zrobiłem to kilka minut później i dokładnie o tyle samo minut później wyjechałem po czwartej, to należy to uznać za sukces :) , wręcz niezwykłość jakąś...
Co do jeżdżenia wczesnym rankiem, a raczej ruszania o tej porze, to nie znoszę tego tak bardzo, że gotów jestem wcale nie wyjechać, niż męczyć się z rana... Uwielbiam noc i jeżdżenie w nocy. Zdecydowanie bardziej przyjemnie rusza mi się wieczorem i wraca następnym  :) , niż wstaje ledwo co... :)



Do Szprotawy, czyli jakieś pięćdziesiąt kilometrów, źle mi się jechało... Nie mogłem się rozkręcić, za to mgiełki rekompensowały tę niedogodność...



Tu na całe szczęście było już dobrze :)



Kawałek za Bolesławcem w drodze do Lubania. Tylko co to za miejscowość ? :)



Ponieważ droga do Lubania była lekko wczorajsza, radość czerpałem z takich oto słonecznych bukiecików :)



To już Lubań i wielka wyżerka. W roli ofiar kulki mocy :)




Prawie jak Apollo podczas startu... Tylko ta łososiowa przybudówka coś nie bardzo pasuje. Może to pojemnik na wędki... ;)




Cel wyprawy pojawił się niespodziewanie :) Przydrożna tabliczkostrzalka w Henrykowie dumnie prężyła się swą treścią:
najstarszy cis w Polsce. Podobno ma według sceptyków: 1200 lat, optymistów: 1300 lat i oszołomów: 1500 lat...
Może faktycznie tak być...



Aktualizacja wiedzy o drzewie:

 To zdjęcie nijak ma się do pięciometrowego obwodu jaki jeszcze stosunkowo niedawno miał ten cis:



No i piana na pysk: Bodaj, Kozacy jakiś czas temu porżnęli bohatera fotografii szabelkami, bo im konie straszył.
Korzystając z okazji wyrażę się politycznie, choć niechętnie: Wschodniej dziczy mówię stanowcze: Nie!
Tym bardziej, że echa takich zachowań obecne są do dziś na zachodzie Polski, a przejawia się to bardzo wschodnimi zachowaniami potomków "osadników" ze wschodu przybyłych w rejony niemieckich porządków...


Żywy dowód na to, że pozory mylą :)



Później raczyłem się takimi widokami:




Ach ten czerwony tył Maryśki! Prawie jak u orangutana :)


Przed Iłową zezłościłem się nie na żarty...
Remont drogi, polegający na zdarciu nawierzchni i pozostawieniu na drodze śmieci po tym procederze. Poza tym zero maszyn, zero znaków. Taki debilizm niestety tylko w Polsce :( Ręce opadają...



Tak się rozsierdziłem, że nie chciało mi się już robić jakichkolwiek zdjęć... Przyjemność jazdy też się gdzieś zagubiła, nie wsponmę o wenie przy opisywaniu przejażdżki :(

I tyle...







  • DST 208.64km
  • Czas 08:23
  • VAVG 24.89km/h
  • VMAX 37.10km/h
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Słońce!!! :)

Piątek, 21 marca 2014 · dodano: 21.03.2014 | Komentarze 0

Łężyca - Cigacice - Sulechów - Skąpe - Świebodzin - Międzyrzecz - Sulęcin - Torzym -Świebodzin - Skąpe - Sulechów - Cigacice - Łężyca...

Jeeee.... Wreszcie prawie wszystkie barchany poszły w odstawkę :) Po chorobie nie ma prawie śladu ;) Za to zły jestem na siebie, bo zupełnie niepotrzebnie pojechałem ze Świebodzina na Międzyrzecz starą trójką... Przez to co raz bardziej irytują mnie białe busy. Cóż... Nie pierwszy i nie ostatni raz "przygoda" czai się nie wiadomo kiedy... Za to, było nieziemsko ciepło  :)




  • DST 222.79km
  • Czas 09:40
  • VAVG 23.05km/h
  • VMAX 46.90km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

A po co mi imbusy... ;)

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 15.03.2014 | Komentarze 0

Zielona Góra - Świebodzin - Międzyrzecz - Sulęcin - Ośno Lubuskie - Rzepin - Cybinka - Krosno Odrzańskie - ZG... 
Jakieś ograniczone zaufanie mam do Faggina.... Nie wiem dlaczego.... Właściwie już wiem :)  Kawałek za Sulęcinem, kiedy wjechałem już na wzniesienie, odkręca się ramię korby... Ale nic to :) Zawsze wożę przecież klucze ze sobą.... Tak... Zawsze jest względne.... Niestety awaria zmusiła mnie do cofnięcia się jakieś pięć kilometrów z powrotem do Sulęcina...  Jak dobrze, że stacje benzynowe mają takie zabawki :)  Niesmak zapominalstwa odbijał mi się przez jeszcze wiele dni... :) 
Wspaniały przyrodniczo rejon Puszczy Rzepińskiej. Poziomem zalesienia poraża ;)

Za to za Cybinką wszystko jest już w normie :)


Do awarii: Po awarii:






Kategoria Dwieście plus