Info
Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.
Znajomi
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2022, Sierpień3 - 6
- 2022, Luty2 - 5
- 2022, Styczeń2 - 5
- 2021, Wrzesień1 - 2
- 2021, Sierpień1 - 2
- 2019, Czerwiec1 - 1
- 2018, Wrzesień1 - 6
- 2018, Czerwiec5 - 25
- 2018, Kwiecień2 - 10
- 2017, Listopad1 - 6
- 2017, Wrzesień2 - 7
- 2017, Sierpień5 - 28
- 2017, Lipiec2 - 6
- 2017, Maj10 - 24
- 2017, Kwiecień9 - 21
- 2017, Marzec5 - 35
- 2017, Luty1 - 1
- 2016, Grudzień1 - 3
- 2016, Listopad5 - 21
- 2016, Październik1 - 8
- 2016, Wrzesień6 - 20
- 2016, Sierpień6 - 36
- 2016, Lipiec12 - 71
- 2016, Czerwiec7 - 32
- 2016, Maj8 - 26
- 2016, Kwiecień7 - 26
- 2016, Marzec4 - 6
- 2016, Luty1 - 1
- 2016, Styczeń3 - 5
- 2015, Grudzień1 - 3
- 2015, Listopad1 - 0
- 2015, Październik2 - 4
- 2015, Wrzesień11 - 22
- 2015, Sierpień21 - 36
- 2015, Lipiec11 - 21
- 2015, Czerwiec5 - 14
- 2015, Maj11 - 6
- 2015, Kwiecień19 - 6
- 2015, Marzec7 - 7
- 2015, Luty9 - 4
- 2015, Styczeń3 - 0
- 2014, Listopad1 - 2
- 2014, Sierpień14 - 1
- 2014, Lipiec26 - 1
- 2014, Czerwiec42 - 3
- 2014, Maj13 - 10
- 2014, Kwiecień12 - 3
- 2014, Marzec10 - 0
- 2014, Luty5 - 0
- 2013, Sierpień3 - 0
- 2013, Lipiec5 - 0
- 2013, Czerwiec1 - 2
- 2013, Maj6 - 0
- 2013, Kwiecień4 - 0
- 2013, Marzec5 - 0
- 2013, Styczeń3 - 0
Dwieście plus
Dystans całkowity: | 3610.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 139:06 |
Średnia prędkość: | 25.95 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.60 km/h |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 240.67 km i 9h 16m |
Więcej statystyk |
- DST 286.60km
- Czas 11:13
- VAVG 25.55km/h
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Zabytkowy most kolejowy w Pilichowicach im. Tom Kruza : )
Niedziela, 21 sierpnia 2022 · dodano: 22.08.2022 | Komentarze 3
Już trzeci raz odpuściłem przejażdżkę na spotkanie z duchem księżnej z Książa. Trzeci raz front atmosferyczny przetoczył się po trasie, właśnie wtedy gdy wymyśliłem sobie ten trip : )
Trudno, zrobię to po winobraniu ; )
Na okoliczność przyjemności, wybór trasy padł na znaną i lubianą. Wycieczka do Pilichowic. Blisko, to pojechałem. Prognozy nie gwarantowały jazdy na sucho, wszak front tuż, tuż. Padać miało do około jedenastej, czyli mniej więcej do Szprotawy. Natura po raz kolejny wystawiła moją cierpliwość na próbę: przestało padać za Lwówkiem Śląskim. Lubię jeździć w deszczu, szczególnie gdy jest ciepło ( na całej trasie 15-18 stopni), ale z każdym dniem i kilometrem robię się coraz bardziej kapryśny i oczekuję od okoliczności natury maksimum przyjemności. A tu proszę... : )
Nic to, było fajnie, koło się temu misiu pokrzywiło z tyłu na dziurach, specyficzna dieta żelkowa sprawdziła się wybornie. Smutkiem zaś ogarnął mnie widok zrujnowanego dworca kolejowego Pilichowice - Zapora, ale też i ogólna masakra estetyczna Dolnego Śląska - jednej z najpiękniejszych krain Europy, ale... 100 lat temu. Dziś, to tylko wspomnień czar, smutek i nostalgia. Czasem pojawią się samotne wyspy rewitalizacji, mimo to żałość bierze człowieka. Nie bez złośliwości i bezsilności, w smutku - przytoczę wielkopolskie powiedzonko w kontekście kulturowości, obyczajowości, tożsamości regionalnej i innych „-ości": „Na prawo od Konina - Azja się zaczyna" ; ) Howgh!
Fotoplastikon:
Na mokro: między Szprotawą i Bolesławcem
Szwajcaria, czego o Lwówku Śląskim (niegdyś zapewne przepięknym) nie da się powiedzieć ; )
Merida w stylizacji Mary Jane : )
Właściwie to zawsze mam niemożliwy fun z jeżdżenia. Tu: jeszcze większy, bo z góry przestało padać : )
Stopnie przelewowe zapory
Dobry rocznik : )
Ten dworzec musiał być kiedyś niezwykły. Wiem, bo potrafię to sobie wyobrazić.
Słynny most kolejowy, słynny bo zabytkowy, słynny bo to jedna z niewielu tego typu konstrukcji, wreszcie słynny, bo podobno miał wystąpić w filmie Tom Kruza p agentach i wylecieć w powietrze ...
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Spotkanie z Panem Henrykiem
Sobota, 12 lutego 2022 · dodano: 27.02.2022 | Komentarze 2
Geografia dla zaawansowanych: jeziora okresowe Środkowego Nadodrza.
To był dzień kiedy z południa wiało zacnie i choć słonecznie to na starcie -3, w najcieplejszej porze - około 13, niewiele więcej, ale raczej na plusie. Błękit nieba doskonały! Wiatraki buczały i świszczały, aż miło.
Klasyka trasy: głaz chwalebny przed Henrykowem. Tu powinno być zdjęcie ale jest za duże, no i można samemu się wybrać i zobaczyć ; )
No i selfiacz z Panem Henrykiem.
Jeśli rano wiatr wiał z południa, słusznie sądziłem, że gdy będę wracał klepnie mnie w plecy. Nic z tego! To nie było fair ; ) Ogólnie przyjemnie, za dnia błękitnie i słonecznie, po zmroku jasno jak w dzień: trochę za sprawą odblaskowej Meridy, ale bardziej za sprawą genialnie rozświetlającego rzeczywistość Księżyca.
Gdzieś między Żaganiem a Kożuchowem znowu zrobiło się rześko ; ) jednak nie takie dramaty świat zna. Choćby taki Putin. Z KaGiezjeBusa nie zrobisz człeka poczciwego. Taki mają tam klimat.... Eh....
Acha! To był rytualny przejazd do Cisa - najstarszego drzewa w Polsce w Henrykowie Lubańskim. Odwiedzam go regularnie, bo jest fajny, bo ten, który mam pod nosem w Zielonej Dziurze ma tylko około 800 lat : )
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Cis
Niedziela, 17 czerwca 2018 · dodano: 18.06.2018 | Komentarze 3
Wiało, ciepło i … deszczyło :)
Jako samozwańczy inspektor ochrony przyrody wykonałem inspekcję cisa w Henrykowie Lubańskim.
Dbają tam o niego, więc niech będzie: cis-dur! ;)
- DST 217.70km
- Czas 09:03
- VAVG 24.06km/h
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Rów pełen emocji...
Sobota, 14 kwietnia 2018 · dodano: 16.04.2018 | Komentarze 6
W piątek tradycyjnie mi się nie chciało, a tak naprawdę :) wystraszyłem się burzowych chmurek ;)
Przecież, rower czysty, napęd nowy, po co więc syfić jedyną zabaweczkę :) Ruszyłem dość dziwnie, jak na mnie bo wczesnym popołudniem. Czasu miałem sporo, bo ekscesy bluesowe miałem rozpocząć w niedzielę o 16.00. No to hyc na południe, moją ulubioną trasą. Około tygodnia wcześniej w Węglińcu fruwał motocyklista. Tragiczna to była próba... :( To był znak. Jak się okazało dla mnie... Od czołówki z wiejskim szeryfem w passeratti, uchroniła mnie trzeźwość umysłu, ułamki sekund, refleks i... rów ;) Dość często widuję dwa auta jadące wąską drogą obok siebie w tym samym kierunku. Ciągle tego nie rozumiem... ;) Zrzygałem się z nerwów i dotoczyłem do ronda z DK94. Ręce mi się trzęsły jak jakiemuś psycholowi...A co ja temu winien??? Próbowałem się ogarnąć, ale przyjemność podjeżdżania ze Świeradowa do Szklarskiej Poręby i zjazd do Harahowa nie była w stanie mnie zmotywować... Dobrze, że się nie zesrałem...Uff... Pogoda była wyśmienita. Wiatr siedemdziesięciokilometrowy prosto w twarz wprawdzie nie pozwalał jechać szybko, miał ustąpić około godziny 20.00, ale nie o szybko mi chodziło;) Chciałem się... zmęczyć :)
W drodze powrotnej.
Dobra mina do złej gry... Mogę śmiało powiedzieć, że to była moja wielka noc, z rowu niemal martwy wstałem. Jestem jednak dzieckiem. Dzieckiem szczęścia :)
Plusy poznawcze tej przejażdżki, to nowa, wegetariańska dieta. Niezwykle skuteczna :) Wprawdzie indeks glikemiczny niezbyt korzystny, ale za to przyjemność 500+ :)
No i trop:
Niniejszym wpisem mam nadzieję, czynię przyjemność Trollkingowi :)
- DST 260.70km
- Czas 10:43
- VAVG 24.33km/h
- VMAX 51.00km/h
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Leśna
Sobota, 7 kwietnia 2018 · dodano: 09.04.2018 | Komentarze 4
W piątek wieczorem nie chciało mi się ruszyć tyłka ... ;) Wstawać wcześnie rano to ja nie lubię. Ostatecznie Żona wygoniła mnie około dziewiątej :) Taka Żona, to skarb. Było bardzo ciepło, choć podobno około siódmej rano blisko zera stopni.
Żwirownie między Nowogrodem Bobrzańskim a Żaganiem.
Tuż za Żaganiem nogawki z nóg, rękawki z rąk :)
Postój za Iłową
Lubań
Zamek Czocha. Bardzo go lubię, ale z roku na rok popada w coraz większą ruinę. Utrzymanie go w całości chyba przerasta gospodarzy. Obserwacja ta dotyczy szczególnie zabudowań okołozamkowych. Szkoda
Gwiazda zza płotu
Jadąc w dół dotrzemy do klimatycznej zapory :)
W Leśnej jednak można. Bardzo mi imponuje odnawianie starych budynków w zgodzie z ich historią.
Złoty pociąg jest za tymi pustakami :)
W Kościelnikach Górnych będzie jeden z punktów kontrolnych Pięknego Zachodu :)
Henryków Lubański... Tak byłem już w tym roku doglądać cisa ;) Nie raz lecz trzy razy. Rośnie :)
Bezsprzecznie jednak wiosna...
Romantyczny wieczór z Meridą nad Bobrem...
W Nowogrodzie Bobrzańskim ubrałem się na długo, bo wiatr dał mi się nieco odczuć ;) Na południe jechałem pod spory wiatr, któremu nie odwdzięczyłem się, bo w drodze powrotnej właściwie nie wiało ;) Eh...
Nabawiłem się takiej oto wesołej opalenizny :)
Trop:
- DST 247.00km
- Czas 10:49
- VAVG 22.84km/h
- VMAX 49.70km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Mniszek lekarski
Sobota, 29 lipca 2017 · dodano: 15.08.2017 | Komentarze 5
Na specjalne życzenie... ;)
- DST 228.50km
- Czas 08:49
- VAVG 25.92km/h
- VMAX 53.60km/h
- Temperatura 12.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Cis moll
Środa, 3 maja 2017 · dodano: 04.05.2017 | Komentarze 7
Przejażdżkę zaplanowałem tak, by po południu być w domu na obiedzie. Taki manewr wymagał pobudki o godzinie 4.00 :)
Oczywiście, w zgodzie z pomysłem wstałem o 8.20 czasu porannego :) Nic to! Wrócę na kolację! Trip należy do kategorii przejazdów rytualnych, które to stanowią regułę w mym doczesnym żywocie. Z małymi wyjątkami. Bardzo miło jechało mi się do Nowogrodu Bobrzańskiego. Raz, że pijani majówkowicze jeszcze spali. Dwa, że wielokrotnie wyprzedzało mnie cywilne Mondeo w szampańskim kolorze, co chwilę punktujące krewkich automobilistów :) W końcu na wysokości orlenu w Nowogrodzie Bobrzańskim pomachałem im i pokazałem palec ;) Nie, nie ten fakowy :) Droga nr 27 bywa czasem do przejechania, bez podwyższonego ciśnienia :)
Do Żagania nic się nie działo. Nieśmiało, od czasu do czasu raczyłem się słonecznymi promieniami. W moim ulubionym sklepiku, uzupełniłem zestaw płynów i nieśpiesznie pojechałem dalej, w kierunku Ajoła Sity (Iłowa)
W miasteczku był kiedyś piękny park. To jego resztki....
Ruch na drodze był symboliczny. Jechało się więc wybornie.
Gdy drzewa zazielenię się pełną gębą, widok jest w tym miejscu rozbrajający. Aż nie chce się jechać dalej :)
Warunki pogodowe były w sam raz. Temperatura optymalna, między 10 a 16 stopni. Atrakcją był wschodni wiatr, który poczynał sobie dość żwawo i bywało, że niepokojąco zjeżdżałem w stronę pobocza. Nie jest łatwo mnie zepchnąć do rowu, bo rower ciężki, a ja do lekkich obecnie także nie należę. W sumie dramatu nie było, należało być czujnym na silne podmuchy :)
Trwa nieustająca walka o przetrwanie cisa. Jakiś czas temu konstrukcja mająca chronić drzewo przed wiatrem itd. ... zawaliła się ;) Miejmy nadzieję, że zabiegi fachowców pomogą utrzymać staruszka w dobrej kondycji.
Gdy ruszyłem w stronę domu, łod wschłodu nadciągała chmura. Ale to tylko straszenie było. Ani jedna kropla nie spadła :) Obserwując prognozę pogody bardzo chciałem by nie padało. Dwa razy czyścić rower, w ciągu dwóch dni, to po prostu marnowanie energii na zbędne pierdoły ;) Wiedziałem także, że im bliżej wieczoru tym wiatr ze wschodniego zmieni się na północny, czyli w prawe uszko i w ryj, lub tylko w ryj :) Ale, że lubię jeździć gdy wieje, zwłaszcza przeszkadzająco, to byłem spokojny. Jedyną cechą związaną z silnym wiatrem, która różnicuje odczucia, jest fakt, że bywa wolniej. Gdy to zjawisko zaakceptujemy, wiatr staje się naszym sprzymierzeńcem :)
Nowomoda 2017: Napoje dobieramy, tak by kolorystycznie pasowały do toreb rowerowych :)
W drodze powrotnej, zmieniłem nieco trasę: Z Żagania nie pojechałem na Nowogród Bobrzański i dalej drogą 27 do Zielonej Góry. Nie jestem, aż tak szalony ;) Wybrałem wolniejszą, bo dziurawą drogę na Kożuchów. Miłym zaskoczeniem jest postępujący remont na tym odcinku. Za jakiś czas będzie to fajna alternatywa dla drogi 27 :)
Za Stypułowem wiatr tak zadął, aż ze wzruszenia postanowiłem zatrzymać się na chwilę i pożreć ostatniego banana.
Banany zresztą były dziś moim jedynym pożywieniem w trakcie rytualnego kręcenia w cis mollu : ) Poza nimi woda i napój bogów: colium pepsis :)
Trop:
- DST 233.40km
- Czas 08:36
- VAVG 27.14km/h
- VMAX 56.40km/h
- Temperatura 22.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Reset, itp...
Niedziela, 19 czerwca 2016 · dodano: 20.06.2016 | Komentarze 14
Trop na początek:
Miałem jechać w okolice Jeleniej Góry na browara :)))) Ale... Piątkowo - sobotnie harce lekko zmodyfikowały mój trasoplan:)
Poza tym potrzebowałem resetu łba, a nie turystyki rowerowej. Od samego początku jechałem bez przekonania, a mimo to czerpałem z jazdy jako taką przyjemność. Tak bardzo mi gruz dynię zasypał, że nie chciało mi się fotografować. Nic, a nic... Dopiero żagańska kocha sprowokowała mnie skutecznie:
Po Żaganiu to raczej czołgiem nie rowerem wypada jeździć...
W Iłowej także nie pstrykałem pstryk, bo tam nie ma nic. Tzn jest nic ;)Zachciało mi się przed Węglińcem na wiadukcie kolejowym.
W tunelu jakoś bardziej mi się zachciało :) Czyż nie jest to fantastyczna okoliczność natury?
W Henrykowie Lubańskim modliłem się po pogańsku i biegałem boso po trawie wokoło najstarszego drzewa w Polsce :)
Miałem wrażenie, że cis przemówił...
To źle wróży :) Od strony Lubania, a może nawet i Jeleniej Góry pogrzmiewało dyskretnie ;)
Mimo odprawienia pogańskich rytuałów dalej nie było mi wesoło... To i zawinąłem się nieśpiesznie w stronę domu.Przed Iłową byłem pewien, że dziś się to wydarzy :) Zostałem osaczony przez mroki mroków... W Iłowej mają dziwne zwyczaje. Remont drogi, polega na zdarciu starej nawierzchni i pozostawieniu jej na wiele miesięcy, tak jak na zdjęciu :) Spryciarze ;) Od około miesiąca nic tu się nie zmieniło :) Aaaa... Widziałem tu rowerzystę na niby szosowym rowerze, który zauważywszy mnie, w dolny chwyt jak nie przyjął, jak nie docisnął... Aaaaaż... mnie wreszcie coś rozbawiło :)
Gdzieś pomiędzy Iłową a Żaganiem spadły krople trzy i wiedziałem, że zaraz to nastąpi. Yeah! :)
Jeszcze gruz z oczu mi spogląda... Nawet paluszki beskidzkie humoru nie poprawiły :) Ale już za momencik, już za chwileczkę...
Micha mi się ucieszyła :))))) Nie ma co dramatyzować, to nie było dwieście w deszczu, przy plus pięciu :) To było jakieś (nieco więcej niż) pięć przy plus dwudziestu, więc rozkosz jakich mało :)))))
Skręciłem w Żaganiu na Kożuchów, bo od strony Szprotawy było jakoś jasno, wręcz błękitnie. Tu na zdjęciu Żagań w granatach....
A tu deszczyk nad Nowogrodem Bobrzańskim :) Kilka kilometrów za Żaganiem sucho :) I powiedział pan (szatan), że to było dobre...(posunięcie)
Widok w stronę Szprotawy :)
Na zakończenie z cyklu: Kożuchów jest fajny, taka oto fotka:
Reset skuteczny, jednak dopełnił się dopiero, gdy spadł deszcz :))))
- DST 280.50km
- Czas 10:49
- VAVG 25.93km/h
- VMAX 55.70km/h
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Przechytrzyć lenistwo :)
Sobota, 14 maja 2016 · dodano: 15.05.2016 | Komentarze 4
Wreszcie! :) Znalazłem sposób by wstać zbyt rano... ;) Jest bardzo prosty i polega na odwróceniu biegunów :) Jeśli nie jestem w stanie wstać w nocy, to będę chodził spać niemal rano. Zadziałało i około 8.30 po wielu próbach znowu jechałem na Czocha :))))
Za Mirocinem, tuż przy starym cmentarzu pomyślałem, że może zrobię jakąś fotę, bo bez zdjęć i tropów w dzisiejszych czasach nic się nie liczy ;) To pstryk... I co? W bliższej oddali wycieczka cyklistów - seniorów z Kożuchowa. Średnia wieku, na oko - około 75 lat! Wielu z nich najprawdopodobniej lepiej jeździ, niż chodzi... Ale fajnie! Gdy już będę starym capem, także będę się integrował z lokalnymi przestrzeniami w taki sposób :)
Także w Kożuchowie zdziwiłem się dość co nieco, bo tyle razy tędy przejeżdżałem i nie widziałem:
A w całości swej brama do przeszłości wygląda tak:
W Żaganiu było fajnie ;) W sklepiku nabyłem wodę, pożarłem zakupioną drożdżówę z nibyladą. A uprzejma ekspedientka przegoniła sąsiada z kamienicy w której jest sklepik, wołając do niego: Co!!!? Ledwo wyszedłeś i już mi tu pod sklepem awantury urządzasz? Koleżkę zaciekawił mój rower :)))
Przez Iłowę przejechałem tak, że nie pamiętam, że przez nią przejeżdżałem :) Może, to przez to że od samego początku oczekiwałem tej tablicy:
A! Niemal zapomniałem! Chętnie odsprzedam tablicę z drugiego planu jakiemuś spragnionemu pożeraczowi gmin. Pożeraczce tym bardziej :) Cena jest atrakcyjna :)
Mniej więcej gdzieś tu, tzn. zgodnie z powyższym zdjęciem droga się pofalowała niekorzystnie... Widać też uprzejme, towarzyskie powiewy... ;) Dziś nie wypowiem jego imienia. Szatan , nie wiatr... :)))) Dziś rządził niepodzielnie i zmasakrował mnie dość poważnie, a ja tak lubię gdy wieje... To niesprawiedliwe :) Jechałem sobie spokojnie borem, lasem wymachując... telefonem :)
Minąłem się z dwójką sakwiarzy i niemal zdębiałem... Jechałem zupełnie na krótko, a oni w... czapkach, kaskach, i na długo, przeciwwietrznie... Właściwie, to zdębiałem, bo zacząłem myśleć, że to jakieś zagięcie czasoprzestrzeni: ja jadę wiosną, a Oni nie... Dziwnie się poczułem... Pierwsze kilometry w województwie dolnośląskim, a już Tajemniczy Dolny Śląsk działa... Wprawdzie wiatr nieustająco napierdawiał, nawet w takich tunelach było go pełno, ale żeby aż tak przy piętnastu stopniach? Dziwne, doprawdy dziwne...
A dalej, kolejny zaniedbany most...
Ąż tu nagle...
Podjeździk ;) przed Czochem. Fajny, lecz krótki. I kolejna ma refleksja: podjazdy nie są takie straszne, długie także nie. Mój niepokój wzbudzają jednak pojawiające się na przemian z nimi zjazdy :) Ciągle pod górę, jest ok. Raz w górę , raz w dół - nie bardzo :)
Właściwie, to nie zamek Czocha mnie interesował ;) Widziałem go wiele razy, a ta sypialnia z zapadnią jest bardzo niepraktyczna :)))) Zapora zdecydowanie bardziej :)
A to jedna z wielu tajemnic Dolnego Śląska:
Wlot do tunelu prowadzącego na Zamek Książ :) Podobno zachowały się tytanowe kapsuły, którymi można było się tam dostać :))))))
O Czochu chciałbym pisać tylko pozytywnie i radośnie, z zachwytem i och -achami, bo go po prostu uwielbiam... Ale nie...To skandal, że taką budowlą zawiaduje banda skretyniałych wojskowych, czy też okołowojskowych nieokrzesanych tłuków. To skandal, że tak wspaniała budowla nie przynosi chwały i chluby historii regionu ...
Może marudzę, może nie... Szlag mnie trafia jednak, gdy obserwuję niszczejące zabytki, zabytki z których wyciąga się ponad miarę, w zamian nie dając zbyt wiele...
A z tyłu jest tak:
Pociesza mnie kameralność tej części zamku, lecz jej stan, raczej brak stanu już nie...
Gdyby nie ogólnodostępny w regionie kamień, to pewnie przyjezdni wraz z wojskowymi do spółki rozebrali by zamek na fundamenty do swoich nor... Wnętrza zostały już i tak dokumentnie przetworzone, to i już o nich nie rozwodzę się zbytnio...
Bardzo lubię Leśną, a jeszcze bardziej pobliskie Grabiszyce Górne. Co z tego? W Leśnej dookoła ratusza spacerują kolejne pokolenia zapijaczonych lokalsów... :(
Pożarłem więc pizzę fi 33 :), zarzuciłem na grzbiet cieplejsze barchany (nogawki i rękawki) i do domu...
Tu (chyba tu) wpadłem na pomysł zarzucenia na siebie wiatrówki. Dość niefortunny, mimo nakurzającego wiatru. Ukryłem telefon nagrywający ślad przejazdu w przedniej kieszeni, no i...
...w Lubaniu gdy ją ściągałem, połapałem się, że ślad się zatrzymał :))) Reset i tropiłem się od nowa :)
Poniżej na zjeździe za Henrykowem Lubańskim zdziwiony byłem, że jadę... 17 km/h ;) Zazwyczaj bywa tu od 40 do 50km/h :)
Oj, ten wietrzyk złośliwy...
W okolicy Piasecznej jakość drogi nie nastrajała. Uprzejmości i nie dostarczał nadal wiatr... No to relaks :)
Ajoła Siti od południa.
Polnische bahn ;)
To taki prolog, bez ładu i składu do następnej fotografii (?)
Mieli chłopaki jaja...
Droga między Żaganiem a Kożuchowem atrakcyjna nie jest, jest za to pognieciona, a mimo, że już wieczór dreptał mi po piętach, wiatr nie dawał za wygrana. Wprawdzie nieco osłabł, lecz gdy byłem już niemal pod domem, to marna pociecha. Uzależniłem się od wiatru w ryj, tak bardzo, że nie byłbym w stanie bez niego wrócić do domu :)
Kożuchów od strony Żagania...
Merida Wąskotorówka :)
Wyłaź lisu z tych chaszczy!!! :)
Gdy zrobiło się ciemno wietrzyk przycichł odczuwalnie... A mój drugi głos szepnął: Co!!!??? .urwa!!! Teraz??? :))))
Dystans licznikowy, czyli trop:
Sumując:
Niewiele brakowało, a znowu nie pojechałbym na Czocha :) Dzięki wspaniałości mej Żony, która radośne po szóstej rzekła: A ty co? Miałeś gdzieś jechać! Ciężko jest mi odmawiać Żonie, no to pojechałem :))))
- DST 220.94km
- Czas 08:08
- VAVG 27.16km/h
- VMAX 57.60km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Don Kichot i lokomotywy...
Niedziela, 3 kwietnia 2016 · dodano: 04.04.2016 | Komentarze 11
Teoretycznie chciałem pojechać na Zamek Czocha, do Leśnej... Teoretycznie chciałem wstać o trzeciej... Teoretycznie pojechałem na Czocha :))))))
Praktycznie wstałem sporo po dziewiątej... Praktycznie pojechałem do Krosna Odrzańskiego, Cybinki, Słubic, dalej drogą 31 i w Pamięcinie skręciłem na Laski... Lubuskie ;), spotkałem tylko dwie, ledwo wracały z kościoła, więc nic z tego..., drogą 139 przez Radów, Kowalów, Drzeńsko do Rzepina, dalej drogą 134 przez Maczków do krzyżówki z 29, no i właściwie do domu tak samo jak z niego, lecz w Leśniowie Wielkim skręciłem na Nietków, Czerwieńsk i przez Płoty, Przylep wróciłem najczęściej radosny do domu :)
Start: Nie będę się rozpisywał o zawodnikach i zawodniczkach wstających w nocy by pojeździć sobie co nieco bardziej. To jest dla mnie nieosiągalne :) Próbowałem wiele razy, naprawdę się starając i udało mi się to tylko raz - kiedy obudziła mnie żona ;) Oczywiście dziś nie dałem rady ;)
Wymyśliłem sobie więc trasę szybką, choć tylko pozornie, lekką i ... jednak niebezpieczną, a przecież doskonale wiem , że 32 to kosa jest nie droga rowerowa :/ w sumie: kto durnemu zabroni :)
Od tego znaku do Leśniowa Wielkiego (około 13 km), miałem możliwość skorzystania z trzech czołówek, jednak dziś nie byłem jakoś specjalnie tym zainteresowany. Ostrzyłem sobie zęby na Bułgarki przed Słubicami, a to spory kawałek dalej :)
Właściwie, to dziś było względnie pusto jak na okolice godziny 11, w niedzielę...
Fajny zjazd przed Połupinem i szkoda, że na dole jest skrzyżowanie z drogą do sklepu z piwem ;)
Widoczek na Odrę, za mostem w Krośnie Odrzańskim...
Między Krosnem Odrz. a Słubicami, w niedzielę, trudno jest pomyśleć, że to droga do granicy. W taki dzień jeżdżą nieliczni lokalsi ( ci trzeźwiejsi ), trochę Niemców i harleyowców oraz dawcy nerek :) Od Krosna jest to moim zdaniem bardzo miła do jazdy droga, tym bardziej, że poza kilkoma wzgórkami łona matki natury, jest z górki :)
Choćby tu, w Gęstowicach, nawet jeśli wieje wiatr, to trudno tu jechać poniżej czterech dych :) Za to w drugą stronę bywa różnie ;)
Tu już miarka się przebrała, czyli ściągałem rękawki... i od tego miejsca prawie na krótko :)
Jakiś czas później taki oto sympatyczny parking z monitoringiem, czyli wieśniactwo krośnieńskie dwa razy się zastanowi, nim coś stąd ukradnie. Nooo chyba że zaczną od kamer. Mi brakowało tu tylko kranu z wodą:
Rozbawiło mnie zdanie: 25 lat temu...
A już za chwilę, za zjazdem na A2 Bułgareczki :)))))
W Słubicach popas na niedokończonym Orlenie, Wasser und dog i na 31... I za kawałek mały czuć już było zapach ujścia Warty do Odry, choć do Kostrzyna jakieś trzy dychy. Uwielbiam ten smród :)
Niestety radość nakurzania do Słubic, ze średnią ponad 32 km/h, właściwie od wyjazdu ze Słubic marniała w oczach. Wiatrak prawdę Ci powie :)
No i za pamięci, w Pamięcinie w prawo na Rzepin
I... sielanka. Zero farby na drodze, odblasków, znaków :)
Bułgarki podrożały i miałem nadzieję, że może tu. Niestety :(
Z kronikarskiego obowiązku...
Dojczeban...
...wa... mać... Znowu wiatraki... Oj, niedobrze :)
A za hopką...
A jakże, wiatraki!!! :)
Dzisiejszą wycieczkę urozmaicała kolej...
W Rzepinie zjadłem obiad, bo czemu nie i pomknąłem ;) dalej...
A...
Po wzgórkach, dolin...kach :) No i wreszcie udało mi się uchwycić w kadrze Rogatego :)
Mimo wiatru w ryj przez około 130 km micha się cieszy, więc był to pewnie tylko wietrzyk :) No i przecież ja lubię wiatr w nos... Tak. Lubię to! :) Albowiem ważę już stówę całą kilogramów normalizowanych i tym bardziej wiatr może mi skoczyć :))))))
Wyjazd z Cybinki. Jak dobrze, że nie ma tam od dawna kocich łbów, przez całe miasteczko... Uff...
Wbrew pozorom, można go poczuć. Najczęściej jadąc w stronę Krosna Odrz. :) Znowu Rogaty w kadrze! Co za dzień! :)
Odcinek z Drzeniowa do Gęstowic jest fajny, ale... z Gęstowic do Drzeniowa :)
Wreszcie, chwilę przed Krosnem nieco z górki... Co z tego, jak pod wiatr :))))
Odra w Krośnie Odrzańskim
Dokładnie tu, poczułem ( w rzeczy samej ), że powinienem był wracać do domu z drugiej strony Odry... Wiedziałem też, że bardzo chcę dojechać do Leśniowa Wielkiego i tam zniknąć z trzydziestki dwójki... ...bane w nos FKRy, powojskowy pomiot dziczy, hamstwa, debilizmu i wszystkiego innego zła...
Wczesnym wieczorkiem w Leśniowie... Uff... :) Co za ulga...
A w Nietkowie, ciuchcia co się zowie :)
W Przylepie... :))))))
Gównoprawd licznikowy: