Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Walery.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Sto plus

Dystans całkowity:5052.98 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:193:03
Średnia prędkość:26.17 km/h
Maksymalna prędkość:62.80 km/h
Suma podjazdów:789 m
Liczba aktywności:37
Średnio na aktywność:136.57 km i 5h 13m
Więcej statystyk
  • DST 123.60km
  • Czas 04:23
  • VAVG 28.20km/h
  • VMAX 46.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Guben morgen, Guben nacht...

Niedziela, 26 kwietnia 2015 · dodano: 28.04.2015 | Komentarze 3



Dawno dawno temu... Gdy mrówki żyły na granicy... ubóstwa? Stał niemal dokładnie tu:




bus. I czekał, czekał... Piwo, za piwem, aż bus się zapełnił :) Na nic to, bo bus miał tylne drzwi na sznurek i z całego busa zostało sześć piw :)  Pozostałe wypiła ulica, bo Kolega postanowił pościgać się busem z ... autobusem. Oczywiście na światłach, a było lekko pod górkę i piwo się wysypało :) To był biznes życia :)


Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 149.38km
  • Czas 05:51
  • VAVG 25.54km/h
  • VMAX 48.70km/h
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Oprócz błękitnego nieba....

Niedziela, 15 lutego 2015 · dodano: 15.02.2015 | Komentarze 0


Oprócz błękitnego nieba... jest jeszcze kilka ważnych historii... a więc nie samym rowerem człowiek żyje :)
Po pierwsze i po ostatnie: bez chęci nic nie kręci! Relacja będzie krótka jak dystans :)

Aktorzy:
1. Nieznanej narodowości obywatelka Mery De A
2. Profesor Jan Wieczny
3. Ja
4. Bliżej niezidentyfikowane postacie i mechanizmy wraz ze zjawiskami im towarzyszacymi
5. Matka Natura
6. Ra

Wszystko zaczęło się o... poranku :)
Jan Wieczny wietrznie podrywał Mery, a ta jakaś dzika chyba jest, bo się nie ugięła. Janek raz z prawej, raz z lewej... nawet z tyłu próbował ją bałamucić. A Ona nic!!!  Hyc i zwiewnie mu się wymykała, aż wreszcie Jan spojrzał jej w twarz! A Ona nic, zwolniła i do przodu hyc :)

Scenografia:



Janek Wieczny atakuje wzgórek...



Błękitem począł ją czarować ze stron wszelakich...




Nawet kawały o blondynkach opowiadał, ale Mery ich nie rozumiała... A mi, moja industrialna czapka, aż czoło porysowała, tak mi się micha cieszyła.




Janek, szalał, hulał, aż wreszcie biedaczka wymiękła... :)

Niezbędnik Jana Wiecznego:

1. Dystans i czas z licznika.
2. Żurawinki w woreczku.
3. Migdałki,  też w foli.
4. Ciepła kawa oraz promocyjna czekolada w drugim kubku, lecz z innego kawodaja, na stacji benzynowej :)

Odczucia:

Rano był aż jeden stopień, później elektroniczne urządzenie pokazało na wyświetlaczu( odpowiednio od góry) 11,4 i 14,6 stopnia.
Mój nos tego nie potwierdza :) Może, to jakaś inna metoda pomiaru temperatury... Janek Wieczny, to mój kumpel. Często razem jeździmy :)










Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 135.30km
  • Czas 05:28
  • VAVG 24.75km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieszczu w deszczu... :)

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0



Historia będzie krótka, za to obrazków nieco więcej...

Plan1.

Ponieważ dziewczyny prażą się w... Trzęsaczu :) miałem do nich pojechać, zjeść musli z muszli i wrócić następnego dnia, bo w sobotę praca czeka lekka, łatwa i przyjemna :)
Okazało się, że praca lekka, łatwa i przyjemna miała wydarzyć się niespodziewanie w piątek też...
No to lipa..

Plan 2.
Ponieważ piątkowa lekka, łatwa i przyjemna praca nie zaistniała, bo w Krainie Gospodarności ;), czyli w Poznaniu, ktoś zapomniał :), że akustykowi też trzeba zapłacić :), pomyślałem sobie, że wreszcie pojadę do Leśnej :)

Ale nie...

Plan 3.

Ponieważ, nie wiem kiedy wyłączyłem budzik nastawiony na godzinę 5.00, naturalną konsekwencją tegoż dziwnego zdarzenia było jeszcze bardziej dziwne zjawisko: wstałem po dziesiątej :)

Wobec powyższego wyluzowałem się doszczętnie pod lodowatym porannym ;) prysznicem i bez napinki na cokolwiek postanowiłem pojechać do Witkowa między Kożuchowem a Szprotawą, by pofotografować sobie średniowieczną wieżę mieszkalną w niezbyt dobrym stanie, choć kompletną.

Ruszywszy, spojrzałem na bagażnik i mało nie spadłem z roweru :) Z tyłu dyndał zestaw na czterysta kilometrów, a jadę na jakieś niewiele ponad sto :) i nawet espedy przełożyłem z Maryśki do Holownika :) Kabaret...

Nieco się zdziwiłem jadąc przez miasto, bo było jak wymarłe niemal...






Kilka intensywnych neuronowych transportów i jest!!! Przecież dziś święto kościelne! To wyjaśnia, dlaczego w jednym z najbardziej czerwonych miast Polski ulice są puste w dzień tzw. wolny... Za to przed konfesjonałem kolejki kłamczuchów :)

Skoro wieża mieszkalna średniowieczna, to i zamek być musi :)

Kożuchów i jego jedna z perełek:









Eh... gdybym tak zawsze jechał zgodnie z wymyślonym wcześniej planem, to... zanudziłbym się niemożliwie...
Radośniejszy po rozmowie na przystanku z miłym starszym Panem, zapomniałem skręcić pierwszym możliwym zjazdem na Witków :)
Korzyści z tego są takie, że mogłem z politowaniem spojrzeć na cececa polkowice( przynajmniej taki miał strój i rower), którego mina mimo, że zasuwał zacnie mówiła: dlaczego moje duraacze musi jechać w deszczu, nie zdążyłem zwiać przed deszczykiem... Ojej...
A ja, siedząc sobie beztrosko na przystanku zajadałem się tłuszczem czekoladopodobnym z super sklepu i zawzięcie dyskutowałem  ze wspomnianym mieszkańcem  Borowiny. Ale to było fajne :)

W Pasterzowicach skręciłem wreszcie na Witków, choć niewiele brakowało, a pojechałbym dalej, na Szprotawę i Żagań ;)






Ponieważ nawierzchnia zaczęła się robić downhillowa, wobec tego zluzowałem jeszcze bardziej i... sielanka pełną gębą... :)

Przypomniało mi się w międzyczasie, że dziś ma po południu być sporo lokalnych opadów deszczu ( dobrze, że nie gówna ) i nadałem nowy sens mojej przejażdżce: Przednim kołem prosto w burzę! :)_ Trochę początkowo kiepsko mi szło, bo asfalt mokry a, a ja jeszcze nie :)




Mylił by się ten, który by pomyślał, że Witków i okolice, to zatęchłe wiochy. Wprawdzie zatęchłe i do tego faktycznie wiochy, ale z rasową historią.

No i stało się: podczas sielankowej przerwy gastro na przystanku w Witkowie spadł pierwszy  porządny deszcz. Uwaga! To nie była ulewa, a zwyczajny ciepły, sierpniowy deszcz :)

Pożarłem dwie buły uszykowane na Leśną i gdy ruszyłem, po paru metrach zajarzyłem, że nie w tą stronę :) Ale, że nie chciało mi się już zawracać, z wymuszonym lekkim żalem pomknąłem w stronę Siecieborzyc, które historię swoją mogą z dumą prężyć na mapie.








To właśnie kolejny deszczyk przed Siecieborzycami...


Poniższy budynek ciągle stoi pusty i nic. Po prostu nic... Nie obchodzi mnie, czy to jest państwowe, czy prywatne. Jest już zabytkiem i powinien błyszczeć, lśnić dawać świadectwo...historii. A tu nic...





Mnie najbardziej urzeka niezwykle harmonijny... podjazd




Dwadzieścia lat temu, gdy ledwo co dojeżdżałem tam, a zwłaszcza ledwo co wracałem moim czerwono metalicznym Wagantem z chromowanymi błyszczącymi obręczami i białymi chwytami, ten budynek wyglądał tak samo. To niedopuszczalne i smutne zarazem...

Później na Chotków a tam... ;)









Właśnie tak! Wreszcie mi się uda i wjadę w burzę :)





Już jest po lewej i za chwilę...





No cóż... Miałem wjechać w burzę ?





No to wjechałem :)

To bardzo proste zadanie, tak samo jak jazda między deszczowymi chmurami. Wystarczy znajomość terenu i niekoniecznie sokoli wzrok :)

Po dłuższej chwili mokrych rarytasów taka oto niespodzianka:


Broniszów :)




















I mimo, że coś tam się dzieje, to jednak stan daleki jest od moich oczekiwań. Tak. Dwadzieścia lat temu wyglądał tak samo.

I refleksyjnie: Nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że socjalizm był fajny, bo można było jeździć na wczasy, a ocet był w każdym sklepie...

A w nagrodę po deszczowej piosence:










Właściwie po tęczy przejażdżka mogła by się zakończyć:) Lecz po punkcie kulminacyjnym nastąpić musi (bądź powinno) wyciszenie...


Oto i ono:





































  • DST 137.20km
  • Czas 04:43
  • VAVG 29.09km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Speęd up... Speęd down... :)

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 0



Speęd up:

Obudziłem się tradycyjnie za późno :) Ale za to miałem misję stworzenia porannego śniadania :) po czym pośpiesznie przetarłem Mariannę i ruszyliśmy zrobić zdjęcie Bobru za Krosnem Odrzańskim bez barierek, bo jakoś ciągle mi się nie udawało ;)





I jest! Wreszcie bez barierek:)

Chociaż...





Ups... Znowu... ;)

Zdziwienie mnie nieco ogarnęło, bo na tym postoju wypiłem cały zapas domowego soku, czyli dwa litry naraz... hm...
Ale ta tablica wszystko wyjaśni:





Dobrze, że w tej części trasy wiał bardzo mocny, boczny wiatr, bo możliwe, że ugotowałbym się, zwłaszcza, że większość dzisiejszej przejażdżki miała być w słońcu... Taki pomysł :) Bardzo lubię drogę z Zielonej Góry do Gubinka, nawet jestem w stanie tolerować odcinek do Krosna Odrzańskiego (kierowcy...). bo: jest to droga o dobrej i bardzo dobrej (od Krosna) nawierzchni i fajnie się  nią naciera :) i mimo delikatnych podjazdów jest z górki ;)  (przynajmniej do mostu na Bobrze)




Speęd down:

Od Krosna do Gubina wiatr chłodził w dalszym ciągu bardzo intensywnie, lecz już nieco bardziej od przodu, w lewe oko dął :)





Żary... tropiku...

Od skrzyżowania na Biecz, Lubsko, wiatr zawiewał, i to bardzo bardziej (to dobrze, bo jechałem teraz pod słońce), ale spryciula atakował mnie prosto w nozdrza :)

Ten fragment drogi jest miły,, ruch znacznie maleje, niestety nawierzchnia aż do Nowogrodu Bobrzańskiego ( z wyjątkiem obwodnicy Lubska ) choć sprawia wrażenie zadowalającej, jest niestety, delikatnie ujmując albańska, co w połączeniu z dzisiejszym wiatrem może nieco irytować. Lecz jest na to sposób: wyluzować i jechać po prostu wolniej, chyba, że stan naszego kręgosłupa jest nam obojętny...





Biecz...




Wielka szkoda, że to ruina... ;(

Na pocieszenie zapełniłem kieszenie śliwkami węgierkami, bo i tak jechałem wolno, pusta droga, więc pożerałem je bezlitośnie. A, że to śliwka wiejska, nie chemiczna, to i nadzienie miała. Tak, różowe robaczki... :) Wszak białko w drodze też się przyda :)  Pychota...

Po postoju w Nowogrodzie Bobrzańskim przy wodopoju, było już normalnie, a wiatr owiewał  tym razem prawe oczko i uszko :) W międzyczasie, zadzwoniła do mnie przera Żona, bo w domu oberwanie chmury i gradobicie :)
Poczułem skutki tej ulewy zjeżdżając z wilkanowskiej moreny...





Spodziewałem się sporego i miłego ochłodzenia, a tu... Jakbym wjechał na most nad gotującą się w czajniku wodą...
Trochę to niebezpieczne doznanie, bo chwyty i rogi momentalnie zrobiły się mokre, a ręce zaczęły mi się ślizgać. I to wszystko na zjeździe :)  Ale co? Ja nie dam rady? ;)

I tak oto kompletnie mokry, bynajmniej nie od deszczu wróciłem radośniejszy do domu :)

A oto prawdy licznikowe, by nie było, że istnieją tylko gówno prawdy...





średnia całości...





Maksymalna...





Czas...





Dystans...


Ronald Regan mawiał, że fakty to bzdury. Więc i ja mam, do tego dwa rodzaje bzdur i jest mi z tym doooobrzeee... :)


Prędkość maksymalną wpisuję z licznika...





















Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 139.40km
  • Czas 06:43
  • VAVG 20.75km/h
  • VMAX 49.90km/h
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ale o co chodzi...?

Środa, 6 sierpnia 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 0





Ot, tak przypomniało mi się, że jakiś czas temu rozmawiałem z Kolegą Golasem o harcach w jego posiadłości. Trochę to trwało, nim się zdecydowałem i urządziłem Laurze trip tygodnia :) Do przejechania w przyczepie: około stu pięćdziesięciu kilometrów, co wcale nie jest takie oczywiste i łatwe z dzieckiem, które szybko się nudzi. Dlaczego się nudzi? To słodka tajemnica rodziców... :) Wizja jazdy konno i do tego na czterech koniach przesłoniła wszelkie niedogodności: dziurawe drogi, czas spędzony w przyczepie...;)




Pan Józek z Chociul zasponsorował  taką oto, asfaltową i całkiem niezłą drogę rowerową :)
Jak to hodowcy kur. Ci, to mają gest... :)






I co się gapisz?





Były śpiewy, harmonijka i inne takie rock und roll...




W Świebodzinie toczyliśmy zawziętą dyskusję o  figurce, że jednak wcale nie wygląda jak Statua Wolności...
Nie ma przecież restauracji w koronie :)

To podjazd - wyjazd na Lubrzę za cmentarzem, a przed.... dawnym Polmozbytem... :)





To już wiadukt nad A2 bodaj w Stoku...





Trochę cofnę się w czasie: to zawiniątko ;) , to jabłka i marchewki dla dzikich mustangów Kolegi Golasa :) Ilość wystarczającva, by się z nimi zaprzyjaźnić...




W Łagowie ( o czym nieco później) przypomniało mi się, że do Jemiołowa prowadzi zacny podjazd. Lecz ponieważ przyczepa, a szczególnie przeładowana, pcha człowieka z górki, to zaadoptowaliśmy tę skłonność urządzenia do jazdy pod górkę :)  Działa jak machiny DaVinci.




Ten sam podjazd nieco dalej...





Maszt radiowo-telewizyjny w Jemiołowie...





Ot i prolog naszej misji...

Zaczarowana dorożka i... wróżka...




Pod czujnym okiem Polaka i Katolika ;) Laura miała niezłą jazdę...





W drodze powrotnej spotkaliśmy jemiołowskie kaczuchy zgodnie zmierzające do wioskowego baseniku... :)





A to już sesja na zamku w Łagowie Lubuskim...
















Podobnoż w czasie wojny ruscy nieźle ten zamek zmasakrowali...

Po wojnie ich socjalizm sponiewierał go jeszcze bardziej i obecnie jest cieniem samego siebie z lat świetności...

A tak na prawdę, to liczą się tylko brudne od trawy kolana. Może nie? :)





Przyzamkowy kościół....





Dziedziniec zamkowy trochę jakby kambodżański... ;)









Uwielbiam kamienne mury, mam na ich punkcie niemal szajbę...






Czy ten znak drogowy nie mógł by być choć piętnaście metrów przed tą wieżą mieszkalną?

Później poświęciłem się maksymalnej koncentracji, by dotrzeć bezpiecznie do Świebodzina drogą gdzie tir trąbi na tira, bo ten tira innego wyprzedzić nie może... :) Jeszcze później dzielna dżokejka zasnęła na jakieś trzydzieści kilometrów i obudziła się dopiero pod domem, choć uparcie twierdzi, że tylko udawała, że śpi :)


Na koń! :)



Na zamek:




I za mury...




















Kategoria Rodzinnie, Sto plus


  • DST 108.50km
  • Czas 03:31
  • VAVG 30.85km/h
  • VMAX 53.50km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rec Lubrza :)

Czwartek, 26 czerwca 2014 · dodano: 26.06.2014 | Komentarze 0

Dziś dziwacznie ;) Dane z licznika, bo ST uruchomił się z dużym opóźnieniem, kilka kilometrów dalej, w połowie Trasy Północnej, choć czas zliczał już od domu  ;/  I ta prędkość max... Bzdura jakaś...

Za to, zżarłem dosłownie dwa pyszne eklery w Świebodzinie :)

Dla porządności wstawiam, także ślad z gps...



I prawdy licznikowe :)




Prędkość średnia w przybliżeniu :)





Prędkość maksymalna....






Czas jazdy...





Dystans...

I tradycyjnie performance z cyklu olewajmy autostrady:














Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 118.90km
  • Czas 04:06
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 54.20km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Proces i Ja :)

Czwartek, 19 czerwca 2014 · dodano: 19.06.2014 | Komentarze 0



Na całe moje szczęście natrafiłem na jedną tylko procesję :)  Ponieważ niebo groźnie dziś wyglądało, można było pomyśleć, że deszcz jest wielce prawdopodobny. Ale nie... :) Za to wiatr dziś przykozaczył :) Średnio: około 50 km/h :)

O ile do Sulechowa




jechało się sielankowo, to po skręcie w Świebodzinie na Krosno Odrzańskie, był nielicho  uparty, zaglądał mi w twarz bełkocząc, że nie dam rady, że i tak mnie zatrzyma, albo zwieje do rowu...  :)  Nic z tego. Spowolnił jazdę dość poważnie, lecz ja, nauczony dawno temu srogą lekcją pokory dla okoliczności natury takich jak dziś podszedłem do sprawy metodycznie :)  Z sukcesem :)

W sumie lekka trasa, zwłaszcza kawałek od Świebodzina do Krosna Odrzańskiego ( mimo wietrznych biczy po ryju ), o bardzo dobrej nawierzchni, z wyjątkiem fragmentów na odcinku  Świebodzin - Krosno ;) Za to panuje tam relaksacyjna, niemal rodzinna atmosfera i coś co jest jedyną  prawie atrakcją: mostek w Przetocznicy:



Ciekawa konstrukcja przedwojenna...



Oczywiście socjalistyczna myśl techniczna, lekko wypaczyła tę konstrukcję, to w źródłach niemieckich można bardzo łatwo zobaczyć jak ta zabawka działała :)



Oczywiście Marianna musiała wbić się w kadr... :)



Tak... To fragment jakże rozległego MRU...


A to już Radoszyn i ruina kościoła z 1803 roku, wielokrotnie przebudowywanego. Obecnie nie użytkowany ze względu na możliwość zawalenia.








Wejście od strony wieży...



W środku...




Widok wieży od południa...

Od Krosna Odrzańskiego do domu bawiłem się w podnoszenie średniej :) Udało się na odcinku trzydziestu czterech kilometrów zwiększyć ją z 28km/h do 29,4 km/h ( dane z licznika )  Szału nie ma, ale wstydu także nie, wziąwszy pod uwagę fakt, że moja Maria to ciągle tłusta, trekingowa locha, w wąskich kapciach :)

Statystyczne dodatki:

Prędkość max  pochodzi z licznika, ponieważ prędkość maksymalna w miejscu, które Sports Sracker określił jako właśnie ten moment, jest co najmniej trudna do uzyskania rowerem ;) Chyba, że Roverem... :).






Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 103.60km
  • Czas 03:37
  • VAVG 28.65km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubrzing :)

Środa, 21 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 0

Jak zwykle miałem robić coś innego, ale nóżka zadrżała, impuls taki paskudny i hyc na rower :) Po kilku kilometrach wiedziałem jaki będzie wiatr, gdy będę wracał do domu i z premedytacją wykorzystałem fakt, że dzisiejsza trasa jest w połowie na północ i wiatr nie będzie jęczał :), za to z Lubrzy do domu będę, jak to miewam w swoim zwyczaju, hartował silną wolę :) Tak jest mi fajnie i od kiedy świadomie kontroluję kierunki wiatrów, to zazwyczaj do domu najczęściej wracam pod wiatr :) Masochista jakiś jestem, czy kto? :) Wczoraj prom w Pomorsku nieczynny, ale woda na Odrze nie jest jakaś nadmiernie wysoka:



Ponieważ za Sulechowem zrobiło się niemal pusto ( zaleta zmiany statusu starej trójki na drogę gminną )



jechało się wybornie, a normą były prędkości pomiędzy 35 a 40 km/h, choć i zdarzały się odcinki gdzie udawało mi się cisnąć powyżej czterdziechy :)  Wiatr też swoje trzy grosze dołożył :)

W Lubrzy  a właściwie kawałek mały za nią na wiadukcie nad A2 licznik pokazał średnią 31km/h :)



Zważywszy, że moje Ego zostało tym samym połechtane dotkliwie, acz przyjemnie, wymyśliłem sobie, że w drodze powrotnej postaram się utrzymać tę średnią :) Efekt jest znany :) He,he... :)

W trakcie postoju schłodziłem nieco zad Maryśce:



A wracając na podjeździe w Lubrzy



jeszcze się łudziłem, że uda się utrzymać tę średnią :), ale już w Świebodzinie myślałem, co by tu zrobić, by za bardzo nie spadła ;)

Optymistycznie nastroiło mnie spotkanie kolarza jadącego w stronę Świebodzina, zwłaszcza, że odziany był w kultowy dla niektórych rowerzystów niebieski strój :) Chyba z czerwonym paskiem. Sensacja, sensacja!!! To jednak nie kosmici, lecz zwykli rowerzyści :) Oni są prawdziwi! I też wyglądają na zmęczonych :) Widziałem na żywo, widziałem :)

Sympatyczne machnięcie łapką i dalej pod wiatr jechało mi się już raźniej, jednak zdecydowanie wolniej. Przekroczenie 30km/h nie było łatwe, a jeśli nawet się udało, to na zjazdach, albo na moment... :) 

Statystycznie rzecz biorąc :), to kilometrów winno być prawie 110. Sports Tracker coś ostatnio wolno łapie satelity, albo to po prostu zabaweczka taka :)



I tyle na dziś :)

Miejskiego tripu dziś nie wpiszę, bo nie :)




Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 114.80km
  • Czas 04:10
  • VAVG 27.55km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koła w czworo nad jezioro...

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 0

Ot i patronka narkomanów Marija Huana Herez, czyli swojsko brzmiąca w narzeczu rzymskim Marianna powróciła do łask :) Miało być w nocy, było w dzień... Miało być Holownikiem, a było bez... Miało padać, a świeciło słońce... Miało porządnie wiać...  i wiało :)  ... choć kilometrów dziwnie mało, było radośnie, tak jak w ciemną noc...


Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 103.50km
  • Czas 03:56
  • VAVG 26.31km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubrza

Środa, 2 kwietnia 2014 · dodano: 02.04.2014 | Komentarze 0


Właściwie co tu napisać... Że w Świebodzinie jest już od jakiegoś czasu sanktuarium? Że niedługo będziemy tam świadkami cudów ? Nie... Jest coś! :)  Naprzeciw jest najstarsze Tesco na świecie... Powstało cztery lata przed Chrystusem... Podobno... Aaaa.... Stara droga nr trzy (chyba E65) jest niemal całkowicie pusta, nie to co dawniej... Ma to jednak pewną wadę: Prawdopodobieństwo ujrzenia czterech samochodów jadących w naszym kierunku, obok siebie, jest raczej znikome  :) 



Księciunio się postarał... Widoczne stanowiska do grillowania...





Wodne rowery nie łapią gumy? :)



Wiadukt nad A2 w Lubrzy... Jeśli ktoś olewa autostrady, to jest to miejsce dla niego...





Fajny podjazd w Lubrzy, szczególnie jak się wraca znad morza ;) lecz mimo to jednak za krótki :)



Z cyklu prawdy licznikowe: średnia średnia...


...czas zatrzymany w kadrze...



... dystans...




Kategoria Merida, Sto plus