Info
Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.
Znajomi
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2022, Sierpień3 - 6
- 2022, Luty2 - 5
- 2022, Styczeń2 - 5
- 2021, Wrzesień1 - 2
- 2021, Sierpień1 - 2
- 2019, Czerwiec1 - 1
- 2018, Wrzesień1 - 6
- 2018, Czerwiec5 - 25
- 2018, Kwiecień2 - 10
- 2017, Listopad1 - 6
- 2017, Wrzesień2 - 7
- 2017, Sierpień5 - 28
- 2017, Lipiec2 - 6
- 2017, Maj10 - 24
- 2017, Kwiecień9 - 21
- 2017, Marzec5 - 35
- 2017, Luty1 - 1
- 2016, Grudzień1 - 3
- 2016, Listopad5 - 21
- 2016, Październik1 - 8
- 2016, Wrzesień6 - 20
- 2016, Sierpień6 - 36
- 2016, Lipiec12 - 71
- 2016, Czerwiec7 - 32
- 2016, Maj8 - 26
- 2016, Kwiecień7 - 26
- 2016, Marzec4 - 6
- 2016, Luty1 - 1
- 2016, Styczeń3 - 5
- 2015, Grudzień1 - 3
- 2015, Listopad1 - 0
- 2015, Październik2 - 4
- 2015, Wrzesień11 - 22
- 2015, Sierpień21 - 36
- 2015, Lipiec11 - 21
- 2015, Czerwiec5 - 14
- 2015, Maj11 - 6
- 2015, Kwiecień19 - 6
- 2015, Marzec7 - 7
- 2015, Luty9 - 4
- 2015, Styczeń3 - 0
- 2014, Listopad1 - 2
- 2014, Sierpień14 - 1
- 2014, Lipiec26 - 1
- 2014, Czerwiec42 - 3
- 2014, Maj13 - 10
- 2014, Kwiecień12 - 3
- 2014, Marzec10 - 0
- 2014, Luty5 - 0
- 2013, Sierpień3 - 0
- 2013, Lipiec5 - 0
- 2013, Czerwiec1 - 2
- 2013, Maj6 - 0
- 2013, Kwiecień4 - 0
- 2013, Marzec5 - 0
- 2013, Styczeń3 - 0
Do stu
Dystans całkowity: | 6304.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 228:47 |
Średnia prędkość: | 26.45 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.50 km/h |
Suma podjazdów: | 1287 m |
Liczba aktywności: | 87 |
Średnio na aktywność: | 72.47 km i 2h 45m |
Więcej statystyk |
- DST 53.40km
- Czas 02:34
- VAVG 20.81km/h
- VMAX 35.10km/h
- Temperatura 1.0°C
- Sprzęt Silver Arrow
- Aktywność Jazda na rowerze
Jazda na obręczy wcale nie męczy :)
Poniedziałek, 9 lutego 2015 · dodano: 09.02.2015 | Komentarze 0
Gdybym był pro ama torem, to byłby to trening w wersji medium. Ponieważ mam to poza sobą bardzo, była to przejażdżka relaksacyjna, jak i niemal wszystkie moje rowerowe harce :)
Statystycznie, absolutnie nie stękająco zaznaczę, iż wiatr był wart nazwy swej, co dla mnie jest przyjemne, a i wrażeń dostarczyć może.
Zwłaszcza, że trasa znana, lubiana i być może nawet monotonna, lecz to ostatnie mam także daleko poza sobą, dodatkowo w poważaniu, więc było mi dobrze.
Podwójny Prom Burger:
Gdzieś w oddali czai się smak morza...
A w tejże oddali, zapach gór:
Prawda, że zupełnie różne smaki błękitu biją z tegoż burgerka ? :)
Gdzieś po środku ekskursji rzeczka Gryżynka:
Moje nadzwyczajnie nudne tripy miewają czasem atrakcje. Tym razem od cmentarza w Brodach pocinałem, ups... ;) pociskałem na rowerze z dwoma kołami, lecz tylko w jednym było w oponie powietrze. Z przodu :) Prostata wymasowana, różne rytmy tłukącego wentyla, uzależnione od nawierzchni i tempa miło urozmaicały mi czas. Czasem nawet tylnemu kołu zdarzało się niespodziewanie uciekać w bok... Nie pierwszy to, i pewnie nie ostatni, taki wydymany trip mnie spotkał. Cóż, beztroska ma swój urok... ;)
No i kategoria wpisu: "do stu"... He,he,he... :)
- DST 80.00km
- Czas 02:38
- VAVG 30.38km/h
- VMAX 56.70km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Mroczna przejażdżka
Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 09.08.2014 | Komentarze 0
A było tak fajnie...
Dziś udało mi się przeżyć, bo... bardzo chciałem. I mam nadzieję, że już nie będę musiał jeździć środkiem podwójnej ciągłej, obijając się o samochody, które jechały... w tę samą stronę. Biodra całe :) A,że nie przewróciłem się, to obaj (!!!) , tak po prostu pojechali sobie dalej... A ja? Z nadmiaru wrażeń zrzygałem się serdecznie... Sorry, taki mamy klimat jednak... Za dużo meczetów, to i barbarzyństwa też bezmiar... Jestem chyba dzieckiem szczęścia... :)
Prędkość max z licznika...
- DST 82.70km
- Czas 02:43
- VAVG 30.44km/h
- VMAX 53.40km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Droga śmierci...
Piątek, 1 sierpnia 2014 · dodano: 01.08.2014 | Komentarze 0
Nie mam pojęcia, co mnie podkusiło aby pojechać drogą z Zielonej Góry na Krosno Odrzańskie, w Dąbiu na Nowogród Bobrzański i z Nowogrodu, Drogą Śmierci do Zielonej Góry i dalej do domu... W sumie wiem, bo trasa jak lustro niemal, za wyjątkiem odcinka Krosno - Nowogród. Do Krosna jechało się szybko mimo mega dużego ruchu, jednak spokojnie, bo krośnieńskie oszołomy już około dziewiętnastej są kompletnie pijani i zalegają pod elektrycznym grillem w ogrodzie stryja... ;) Średnia, w momencie gdy skręcałem w Dąbiu na Nowogród była taka, jakbym zżarł nieco EPO :) 34km/h To chyba przez to, że dziś potrzebowałem zrzucić balast emocji, bo synio ninio pojechał na pierwsze, porządne, bardzo rokendrolowe wakacje :) A ponieważ doskonale znam zagrożenia tej pięknej, acz niebezpiecznej strony życia, zwłaszcza dla nastolatka, to musiałem wyczyścić łeb z koszmarów... Przy okazji, po drodze porobiłem mikro peleton szosowców zorganizowanych w sklepowy zielonogórski team i jednego samotnika na szosie. Trochę się zdziwiłem, bo albo nie podjęli wyzwania, albo albo... ;) Zaryzykowałem, troszkę się czając, gdy do nich dojeżdżałem, bo wszyscy (sześciu), byli na szosowych rowerach, a moc nawet tak małej grupy może być niewyobrażalna... Ale co mi tam... Przecież ja nie żyję z jeżdżenia na rowerze więc, nawet jak by mnie łyknęli, to dramatu nie ma, zwłaszcza, że znam swoje miejsce w szeregu... Jednak gen dziadka zobowiązuje i nie boję się donkiszotyzmu, tym bardziej, że wiedziałem ile dziś chcę przejechać i jak... A satysfakcja z porobienia bandy szoszonów trekingiem jest wielka. Trochę jednak próbowali, bo przez moment czułem, brzęczenie przełączanych manetek, jednak do zjazdu na Nowogród, to ja rozbijałem powietrze w pył... Szkoda w takich sytuacjach, że nie mam prawdziwego roweru szosowego, bo rozbijałbym owe powietrze w pył bardziej, na miarę ciężaru mojej lewej , bądź prawej nóżki, i szkoda, że w przyszłym roku, też to będzie tylko marzeniem. Nowe pokolenie ma pierszeństwo! :) Gdyby zależało mi na średnich, to nie puściłbym się z Krosna do Nowogrodu, bo tam jest Bogaczów i...
przez całą wioskę, takie oto lubuskie atrakcje... Ale, to dobrze, bo chciałem zbadać nowe opony na takiej nawierzchni, przy ekstremalnym jak dla mnie ciśnieniu dziesięciu atmosfer... Odważyłem się tam jechać maksymalnie piętnaście kilometrów na godzinę, ale tylko przez moment. Z reguły nie przekraczałem dziesięciu... Bogactwem, jakimkolwiek, to biło tam raczej ze dwieście lat temu... Ale, że lubię się dość często na rowerze znurać niemożliwie, to dzięki temu naturalnemu spowolnieniu, mogłem dociągać do końcowej średniej. Dla kompletnie całkowitego amatora rowerowego, to świetna zabawa i... terapia :) The End...
Acha...
P.s.
Unikajcie w tygodniu dróg: Zielona Góra - Krosno Odrzańskie i Zielona Góra - Nowogród Bobrzański. Zwłaszcza tej drugiej. Te drogi dla rowerzystów są bezpieczne tylko w niedziele, do chwili, gdy lokalni pogromcy szos nie ruszą do miacha na lans... Dlaczego? Ano dlatego, że za każdym razem, gdy jadę którąś z tych dróg, mam szansę zostać Aniołem... I mimo to, czasem o tym zapominam, bo dobra nawierzchnia kusi...
- DST 51.80km
- VMAX 44.70km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt Holownik
- Aktywność Jazda na rowerze
Polowanie na ryby 12
Środa, 30 lipca 2014 · dodano: 30.07.2014 | Komentarze 0
Informacje statystyczne:
Ponieważ w drodze powrotnej nasz głupies zwariował, nie śmiem wpisać nic więcej ponad podwojoną wartość z dojazdu nad jezioro, bo wracaliśmy tą samą trasą i prędkość maksymalną w drodze nad jezioro. Jest ona wiarygodna, bo z powrotem wyższa jest niemożliwa do uzyskania :) No i termometrowa temperatura...
A dla porządności:
Jak w tytule, próbowaliśmy dziś łapać ryby rękoma, niczym dzicz amazońska. Trudne zadanie, choć kilka razy było blisko. Ze zdobyczy możemy pochwalić się parką małży, parką żab i kolekcją muszli ślimaków.
Tradycją jest już spotkanie z lokomotywą i jej inwentarzem...
Laczki Luck... (look) :)
The Foch...
Tak, mam już dość słońca, robienia za lotniskowiec, podwodną wyrzutnię rakiet balistycznych, mam też dość łapania ryb i obżerania się błotnymi ciastkami., łapania motyli i uciekania przed burzą ;)
No dobra... tylko słońce mnie już nudzi...
- DST 50.60km
- Czas 01:44
- VAVG 29.19km/h
- VMAX 44.60km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Wieczorny spacer pośród debili...
Poniedziałek, 21 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 0
Nieśpiesznie przyzwyczajam się do nowych opon. Wrażenia dalej niezmienne: jest zdecydowanie inaczej i mimo ogromnego ciśnienia w kołach, tak jakoś miękko...
Dojrzewam powoli do porządnego światła z przodu, bo dziś jeździłem wolniej w dużym stopniu z powodu marnego oświecenia :) Diody w taniej lampce przeżywają już chyba jesień swą... ...i czasem, a nawet dość często, zastanawiam się jak można z takim badziewiem jeździć... :) Do pewnych prędkości można, później ryzyko wzrasta...
Na jednym ze skrzyżowań ustawiam się mniej więcej około metra od lewej krawędzi pasa, by bezpiecznie ruszyć i by blachoburki nie próbowały wyprzedzać w chwili gdy ruszam. No i to był błąd. Było mi stanąć na środku, bo ćwierć mózg w białym, małym miejskim dostawczaku, na skrzyżowaniu (obaj jechaliśmy prosto) wyprzedzał z mojej prawej strony!!! Mało się nie zesrałem... Boję się takich przygód, bo gdyby coś się wydarzyło, a byłbym w stanie wstać z ulicy, to byłby jeszcze jeden wypadek... Mam nieustającą alergię na debili w samochodach i obawiam się mojej reakcji na bezmyślność półgłówków bez wyobraźni ewidentnie mających w dupie wszystko i wszystkich... Ich szczęście w głupocie polega na tym, że najczęściej beztrosko ( raczej powinno być: z satysfakcją, wszak doskonale wiedzą co z premedytacją robią) jadą dalej, choć nie zawsze, bo czasem spotykamy się na światłach... Dość już mam wyciągania potencjalnych morderców z samochodów przez... szybkę w drzwiach... Nie chciałbym też by moja noga, bez znaczenia która zagościła przez tę szybę w środku... Chyba wolałbym by były połamane... :( Mimo, że wyspałem się, świeci słońce, to nastrój mam delikatnie mówiąc marny... Żeby na nieco ponad pięćdziesięciu kilometrach, trzy razy spotkać Manitou?
Nie za bardzo mnie to kręci...
Jakość zdjęcia marna, ale za to widok kojący...
Jestem widoczny ponad normę, ale co z tego jeśli większość potencjalnych kierowców - morderców jeździ za dnia...
Jak z takim stanem umysłu mam dziś pojechać z dzieckiem nad jezioro? I, że niby nic się nie stało!? Bo, nawet mnie nie drasnęli?
Owszem, zawdzięczam to tylko sobie...
Chciałbym, by samochody poruszały się jak wagoniki linowej kolejki górskiej. Jak któremuś kierowcy nie pasuje tor jazdy i prędkość, to:
1. zrywa się z liny i spada w dół...
2. systemy bezpieczeństwa owijają liną, takiego palanta, dusząc zagrożenie już na etapie początkowym wraz z palantem...
Taki miałem dziś sen...
A w realu:
-Tato, a czy pamiętasz, że dziś jedziemy nad jezioro?
-tak kochanie... Pamiętam...
- DST 57.40km
- Czas 02:03
- VAVG 28.00km/h
- VMAX 50.20km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Holownik
- Aktywność Jazda na rowerze
Guben. Gubin. Guten Morgen... :)
Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 21.07.2014 | Komentarze 0
Sobota, około południa...
Termometr w Leśniowie Wielkim:
Temperatura powietrza:32 stopnie, przy drodze: ... 51 stopni... :)
- Waler!?
- Co...?
- Widziałeś ile stopni jest na zewnątrz?
- No... A co?
- Ty naprawdę chcesz wracać rowerem!?
- No tak... A co? Nie wracacie od razu?
- Wracamy, wracamy...
- To dobrze... :)
Niedziela, kiedy ranne wstają zorze...:
To już ostatni kawałek tortu na drodze do domu...
Wóz techniczny, porządny, komfortowy, w razie ,,w", gdyby odpadł mi tyłek, albo coś, to niczym łoże wodne dostarczyć mnie miał do domu, w objęcia Moni...
Przy okazji zagadka:
Jaka jest różnica między amerykańskim vanem, a vanem japońskim?
A taka, że japońskiego vana da radę upakować w amerykańskim i jeszcze parę osób się zmieści. Natomiast do japońskiego wchodzą tylko dwa kartony mieczy samurajskich i ledwo co kierowca... :)
O niemieckich vanach wspomnę tylko, że to pomyłka... Bo, kto to widział, by na samochód rodzinny przerabiać traktory... Wibracje na kierownicy w niemieckich vanach dla kierowcy, to tak, jak dla rowerzystów - amatorów Paris - Roubaix przez dwie doby non stop...
Jasność widzę, jasność... :)
Dobrze, że to ranek, bo za dnia nie było by mi do śmiechu... ;)
Promień z rana, jak śmietana...
Ponieważ jestem chyba lekko...yyy..., no.... zapominalski, to zlekceważyłem potrzebę dotankowania na granicy i z Gubina jechałem bez wody... Wprawdzie na rondzie przy Krośnie jest stacja i nawet myślałem, by tam zajechać, jednak poranne słońce tak mnie rozleniwiło, że pomknąłem dalej, do domu, bojąc się chyba najbardziej o to, że jak się zatrzymam, to zasnę...
Już prawie się zatrzymywałem, by wreszcie zrobić zdjęcie mojemu kochanemu Bobrowi ;) bez barierek, ale jakaś dziwna siła mi na to nie pozwoliła, no i znowu lipa... :)
Tuż przed Krosnem Odrzańskim... Dostawa świeżej rosy dla drużyny Miss Komarzyny...
Ten tajemniczy blask, to Obcy...
Chronili mnie także w Deutschlandzie, kiedy to podobno wyglądałem na kompletnie pijanego Die Polacken, zwłaszcza, że prawdziwi Niemcy w nocy na rowerach nie jeżdżą , a mój wóz techniczny jakoś dziwnie się toczył z wolna :) Pan Polizei, kiedy usłyszał, co i jak, dokąd i dlaczego to auto jedzie tak wolno (to wszystko przeze mnie ;), muszę popracować na szybkością ), wyluzował i doradził kupno dodatkowych baterii do lampek na pobliskim Aralu, ale jak zobaczył nasz zestaw paluchów, uśmiechnął się i tyle go widzieliśmy...
Okazuje się, że Polak potrafi nawet szarże przez Niemcy uskutecznić, ale inaczej: Z zachodu na wschód :) Da radę? Da! :)
Więc kolejna wojna znowu będzie naszą wygraną... ??? Hm...
Kiedy wreszcie pojawiłem się dyskretnie w domu, Monia rzuciła takim oto tekstem:
,, Nie skoczył byś do ... dronki po mleko do kawy, bo się skończyło...?" :)
- Jeszcze nie ma ósmej...
- no już prawie, za cztery...
He, he... :) Jest niemożliwa... :)
Kilkadziesiąt minut później próbowałem dzielnie nie zasnąć, nad zalewem w Ochli... Nie udało się ...
... gdy ktoś trzasnął drzwiami, nagle się obudziłem... ;)
Czy to był mój sen? ;)
P.S. Tort był przepyszny, a ostatni kawałek przyprawił mnie o mdłości... Zaś wisienkę połknąłem wraz z pestką profilaktycznie, bo podobno łagodzi obtarcia tyłka, lepiej niż maść ze śliny aligatora... :)
Statystyka:
Ilość pięknych Niemek na kilometr trasy: He,he,he... :)
Ilość ładnych Niemek na kilometr trasy: zero...
Napoje: mimo nocnej pory dwie cysterny rozcieńczonej lucerny...
Sprzęt: Holownik 2.0 Limited ( cyrk na kółkach )
Awarie: Ależ skądże... :)
Pożywienie stałe: Tak. Ciekawostką jest fakt, że w niemieckich sklepach ( tzn na stacjach benzynowych ) czekolada mimo upałów nie rozpuszcza się na półkach... ;) Może chłodzą ją jakimś gazem?
Zakres tajemniczości tripu: 90,3%
Oficjalnie: Ciężka krwawica Panie...Oj, ciężka... :)
Nieoficjalnie: ? :)
Zużycie ogumienia: nieznane...
- DST 89.60km
- Czas 04:01
- VAVG 22.31km/h
- VMAX 39.00km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt Holownik
- Aktywność Jazda na rowerze
Inni tatusiowie stoją w wodzie jak słupy, a ty jesteś taki śmieszny i się ze mną bawisz...
Piątek, 18 lipca 2014 · dodano: 19.07.2014 | Komentarze 0
Nie miałem zamiaru dziś jeździć, bo nie... :) Spijając nieprzytomnie kawę pomyślałem sobie, że obiecałem Laurce najwspanialsze ostatnie wakacje przedszkolaka, a obietnica, to obietnica. Nie zna litości...Ponieważ wakacyjne harce odbywają się od rana do późnego wieczora, pobudki są coraz trudniejsze... :) Przygotowawszy wesołe śniadanie odpaliłem procedury startowe i dzięki temu Laurka od otwarcia oczu do wyjazdu uwinęła się w godzinę :) Trening czyni mistrzem ;) Aby i mi było rowerowo, wymyśliłem Łochowice, bo i dzieci krośnieńskich tam sporo i co najistotniejsze zjeżdżalnia do jeziora jest... Nie trzeba targać dmuchańców... ;) Integracja i przygoda w jednym, wszak dziecko nie musi być takim dzikusem jak ja ;)
Szybkie owocowo - chrupkowe zakupy w supersklepie i w drogę. Nieco inaczej niż zwykle, bo Trasą Północną, zwężoną przez remont, na Czerwieńsk, Brody i dalej tradycyjnie. Bałem się remontowanej drogi, bo samemu jest mi tam dziwnie, a co dopiero z przyczepą i dzieckiem... Szybko opanowałem zasady ;) Środek pasa, tak nieco bardziej w lewo i już nikt nie śmie się wygłupiać... Na naszym ulubionym przejeździe kolejowym, na którym mamy zawsze szczęście spotkać jakiś pociąg, dziś spotkaliśmy owe machiny dwa razy :)
Ta akurat, w trakcie powrotu...
Od promu w Brodach toczyliśmy zawziętą dyskusję o sensowności jazdy przez Brody, ponieważ jest to nieco dalej ( nie chciało mi się wracać ze sklepu na Trasę Tradycyjną ) Kapitan na promie nic nie powiedział, bosman też niczego nie wyjaśnił, bo... Laura wstydziła się zapytać, czy to ten sam prom, którym ona zawsze przepływa rzekę ;) Rozstrzygnięcie nastąpiło wiele godzin później... :) Za to wiaterek prosto w nasz dizajn zapodawał niecnego kankana... Ale co ? My nie damy rady? Jak to nie damy? A właśnie, że damy radę! :)
Nie... To nie może być ten sam prom....
O ile z dwuletnim dzieckiem jest nieco trudniej podróżować, bo ciągle trzeba się odwracać i kontrolować czy wszystko w porządku, choćby czy się nie zesrało, bo przecież na rowerze wiatr wieje zawsze do tyłu, to w przypadku sześciolatka luz wspólnego podróżowania jest niezwykle duży, o wiele większy niż wygląda to z boku... Na przestrzeni dziewięćdziesięciu kilometrów dziecko było prowodyrem tylko jednego zatrzymania: sikstopu :) Ja zaś chyba trzech lub czterech, więc mitem są trudności w dłuższych wycieczkach z maluchami. Jest jeden warunek :) Trzeba ogarnąć potrzeby swojego dziecka i wtedy dopiero jest...ogień :)
Oto właśnie pierwszy punkt kontrolny na trasie nad jezioro i zagadka: za którym drzewem jest Laura? ;)
Gogle Play... ;)
Podjazd przed Krosnem Odrzańskim, zaczyna się w Gostchorzu i jest bardzo dziwny: wiatr wieje tam zawsze z górki, co przy wjeździe ze spadochronem ;) bywa czasami delikatnie dręczące... ;) Ale od czego jest doping: dajesz tato, dajesz... :) Lepsze to, niż epo i nieznany rowerzysta z przodu, który okazuje się być osiemdziesięcioletnią babunią na rozpadającym się rowerze... A mimo to gonimy, gonimy... ;)
Co się działo w wodzie, to tajemnica. Rąbka uchylę tylko nieco: Byłem rozgwiazdą, zajadaliśmy się kraboburgerami z biszkoptów i widziałem orkę słodkowodną pożerającą pingwiny z Madagaskaru... :) Poza tym dostałem tytułową, najwspanialszą wakacyjną cenzurkę :)
Ulubiony zjazd w drodze nad jezioro dla Laury, jest moim ulubionym podjazdem w drodze do domu :) W sam raz na rozgrzewkę po dniu pełnym wrażeń w trzydziestu kilku stopniach :)
W drodze powrotnej jest najczęściej sennie, więc nie można przyciskać, zwłaszcza po dziurach, lecz w doliny jak najbardziej... :)
Do jeziora hyc:
I z jeziora fik:
- DST 59.20km
- Czas 02:07
- VAVG 27.97km/h
- VMAX 47.60km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Holownik
- Aktywność Jazda na rowerze
Wykład o nadętych szosowcach... ;)
Środa, 16 lipca 2014 · dodano: 16.07.2014 | Komentarze 1
Wstępem:
Po raz kolejny, niespodziewanie mogłem po południu śmignąć tu i tam i oderwać się od obowiązku organizowania dziecku najwspanialszych wakacji / w tym roku / ;) Dziś, zgodnie z maksymą: ,,Najpierw zrobię to ja, a później wy nieśmiali powtórzycie to po mnie" Laurka szalała w miejskiej fontannie, no bo dziś tak gorąco... :) Co ciekawe byłem świadkiem dyskusji Laurki z pewną dziewczynką, która twierdziła, że nie wolno wchodzić do fontanny, bo ktoś tam nasikał... Tymczasem mama owej dziewczynki, zaangażowana była nieprawdopodobnie mocno w dyskusję z koleżanką... Nie muszę chyba wyjaśniać, że ów pomysł z sikami w fontannie pochodził właśnie od mamuśki... Tak właśnie generuje się kolejne pokolenia... Żałosne i nieprawdopodobne... Wyjaśniwszy Laurze, że mamunia zbywa swoją córkę, bo to wymaga choć odrobiny uwagi bawiliśmy się dalej w najlepsze i co ciekawe stopniowo okazywało się, że i innym dzieciom udało się przekonać swych bojaźliwych rodziców i mogli ,, tak, jak ta dziewczynka" popluskać się nieco :)
A teraz do rzeczy tylko nieznacznie bardziej rowerowych...
Otóż:
Etap na dziś był, by nie obrażać prawdziwych górali, nieco pagórkowaty. Tak jakoś samoistnie wyszło :) Mijałem wielu rowerzystów, mniej lub bardziej wystrojonych i pozdrawiałem ich wszystkich, bo to podobno taki miły zwyczaj. Okazuje się, że nie zawsze miły, a szkoda...
Kłopot z odpowiedzią na pozdrowienia mają często szosowcy. I tu odkryłem pewien mechanizm: im bardziej zawodowe logo na stroju, tym bardzo często nieproporcjonalnie niska kultura, czyli jej brak... Dziś właśnie tego doświadczyłem, być może dlatego, że gdy mijałem grupę kilku szosowców, a tylko dlatego, że gdy dojechałem do nich na tzw bezpieczną odległość i jechałem tak trochę za nimi miałem uczucie, że to nie moje tempo... A że jeżdżąc nie kalkuluję, tylko zwyczajnie sobie jadę na tyle na ile jestem w stanie, to zacząłem Ich powoli wyprzedzać i jak sądzę naruszyłem tym samym Ich ego, no bo jak to: koleś w stroju za pięć dych, w rozwalonych butach, nawet nie spd, na damskim rowerze z męskim siodełkiem :) i w śmiesznych niefirmowych okularach może wyprzedzać prawdziwych kolarzy... Ano czasem się to zdarza... :) i to mnie pokrzepiło... Po dłuższej chwili dociskania do oporu, bo podjąłem rękawicę, a co mi tam :), ja w swoją stronę i prawdziwi kolarze w swoją. Dobrze, że to byli tylko przebierańcy, bo Prawdziwych Kolarzy pewnie nawet bym nie zdążył zauważyć, nie mówiąc o dogonieniu... ;) Czesiek miał jednak rację: dziwny jest ten świat...
No i choć trochę złośliwości żartobliwej:
Może, to przez to, że ręcę mają przyklejone do kierownic klejem do szytek i dlatego nie mogą odpowiedzieć na pozdrowienia...
A może podniesienie ręki zaburza im plan treningowy? Któż to wie? :)
Odrobina ,,górskich" widoków:
Zaczęły mi się podobać podjazdy, jednak nie wiem co zrobić ze zjazdami :) Jakoś dziwacznie wtedy jest. Prędkość na zjazdach szybko mi się znudziła i jedyną atrakcją zjazdów wydaje mi się już tylko wiatr we włosach :)
Nowy dizajn a la Wacky Races :)
- DST 73.80km
- Czas 04:09
- VAVG 17.78km/h
- VMAX 43.00km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt Holownik
- Aktywność Jazda na rowerze
Park Krasnala :)
Wtorek, 15 lipca 2014 · dodano: 15.07.2014 | Komentarze 0
Całkiem niespodziewanie wpadliśmy z Laurą na pomysł, by przy okazji kursu z zapomnianym śniadaniem, zahaczyć o Park Krasnala w Nowej Soli i na dobicie;) wizyta u kuzynki Martynki... gdzie pod strzechą zapomniany przez operatora Sports Tracker zwariował ;)
Podobno około trzynastej miała być pozaskalowa ulewa, więc wyposażyliśmy się w znaczną ilość worków foliowych, peleryn i woreczków śniadaniowych na nogi i ... heja... Ale nie... :) Nie dzisiaj... A tak bardzo marzyłem o jeździe w deszczu...
Oto nasz ulubiony zjazd ;) Bez dokręcania siejemy na nim niezłą grozę... ;) A dokręcając przekraczamy wszelkie bariery... ;) Zwłaszcza zdrowego rozsądku... W drugą stronę nie bywa wprawdzie tak szybko, lecz z nieukrywanym smutkiem mijamy wspaniałą młodzież, pełną energii i werwy... wprowadzającą swoje wylizane rowerki pod górkę z buta... Smutne to, tym bardziej, że w młodości jest ukryta podobno wielka siła ;) Chyba jednak ta siła tkwi w... szaleństwie :) Na przykład, Laurce po dwóch wspomaganych próbach udało się wjechać na Błękitnym Akcencie samodzielnie :) Jak dobrze, że miałem wtedy słodycze w sakwach, bo zlinczowała by mnie niechybnie... ;)
Soluś i Lusia. Dwa podobno największe krasnale na świecie :)
Polska to dziwny kraj: Największy Jezus, krasnal, zabobon... Hm...
- DST 84.80km
- Czas 02:45
- VAVG 30.84km/h
- VMAX 60.70km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Kółko graniaste...
Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 13.07.2014 | Komentarze 0
Bezmyślnie...