Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Walery.bikestats.pl
  • DST 40.73km
  • Czas 01:22
  • VAVG 29.80km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pogórze Nadodrzańskie :)

Wtorek, 11 sierpnia 2015 · dodano: 11.08.2015 | Komentarze 0


Ot, nagle mi się zachciało pojeździć...
Dla zabawy potrójna chyba pętla, a raczej w tę i z powrotem ;)



Będzie port rzeczny w Pomorsku :)



To znak, że za chwilę...



będą wychodziły masakrycznie lipne zdjęcia ;/

trop:







  • DST 12.60km
  • Czas 00:48
  • VAVG 15.75km/h
  • VMAX 30.10km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Basen

Wtorek, 11 sierpnia 2015 · dodano: 11.08.2015 | Komentarze 0


Dzyń, dzyń, dzyń... Zawieziesz ją na basen? Hm... Zawiozę :)


Kategoria Rodzinnie


  • DST 11.40km
  • Czas 00:32
  • VAVG 21.38km/h
  • VMAX 41.40km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blues mi... satisfaction..., ać i ja poblusię i pójdziemy do domu...

Poniedziałek, 10 sierpnia 2015 · dodano: 11.08.2015 | Komentarze 0


Właśnie dlatego, nie udało mi się przejechać dwustu:) Zamieniłem przyjemność, na inną przyjemność :)


Kategoria Rodzinnie


  • DST 149.17km
  • Czas 05:09
  • VAVG 28.97km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak to chciałem przejechać 200 km w pięć godzin :)

Poniedziałek, 10 sierpnia 2015 · dodano: 11.08.2015 | Komentarze 3


Okoliczności natury sprawiły, że przyjemny wietrzyk wiał mnie w nos, to czemu by nie...Po drodze do Cigacic spotkałem kolegę, no i jak zwykle gadu gadu ( ktoś jeszcze tego używa?) Oczywiście miałem Wielki Plan, lecz oczywiście nie wstałem o trzeciej, bo oczywiście nic nie było mnie w stanie obudzić :) Podziwiam ludziki i ludziczków, którzy są w stanie wstawać w środku nocy... Ja potrzebuję porządnej bomby zimnowodnej, by zwlec się z małżeńskiego łoża :)  Wobec lenistwa porannego i zaprzepaszczonej szansy na okienko Pankracego, postanowiłem, że do osiemnastej przejadę dwie stówy. Tylko jak miałem to niby zrobić? :)




W Cigacicach na Odrze światła i następna strata czasu. Nawet znak z tej suszy pada...

Pomyślałem, że jak ponownie odwiedzę Świebodzin, to trochę kilometrów nabiję i dwieście będzie, ale... od strony Świebo doszedł mnie potężny pomruk, bełkot jakiś: "Nie waż mi się znowu tu przyjeżdżać, bez pokłonu u stup mych betonowych!" Wystraszyłem się nie na żarty i skręciłem jeszcze przed Kalskiem w stronę Krosna Odrzańskiego.
 



Nie mogę napisać, gdzie te tajemnicze budowle są, to może być największe odkrycie archeologiczne na Lubuszczyźnie :)
Anglicy mają Stonehenge, a my Stoghenge :)))






Tak, to można w upale jeździć :)

Do Krosna wiałem, co sił, przed tym okrutnym głosem i zatrzymałem się dopiero za Orlenem, przy Netto na kanapki z pomidorami :)





W rzeczy samej! :) Zwłaszcza, ten napój z bio pomarańczy:)))




Niski poziom wody??? W Odrze może tak, ale Bóbr trzyma się dzielnie :) Termometr, z prawej strony pokazywał trzydzieści stopni i pięćdziesiąt jeden, więc jest nieźle...Nie wiedzieć dlaczego, znowu wkręciłem sobie, że jak zajadę jeszcze do Gubina, to na pewno zdążę na osiemnastą. O ja durny!!! :)



Jakiś inny głos ( racjonalności chyba), kazał mi jednak skręcić na Żary tuż za mostem. Dzięki temu podziwiałem po raz milion dwunasty elektrownię wodną w Dychowie. Uwielbiam to miejsce, a niemiecka stara precyzja i praktyczność powala mnie, ilekroć odwiedzam to miejsce...




A teraz kąsek dla miłośników chamskiego lubuskiego bruku. Przy okazji tej kwestii, pomyślałem, że będę raczył potencjalnych czytaczowidzów, lubuskimi (niemieckimi) perełkami budownictwa drogowego. A co! Lokalny patriotyzm:)
A nawet może ogłoszę konkurs... To będzie pytanie testowe: gdzie to jest?





Gdy dojechałem do Lubska, nagle przypomniało mi się, że droga do Nowogrodu Bobrzańskiego jest, lecz nie jest przyjemna :( Eh, teraz, to już na pewno nie zdążę...

Zatem postanowiłem podelektować się przydrożnymi borówkami, wszak ten odcinek drogi to lubuskie (lubskie) zagłębie borówkowe :)




Tajemnica tej drogi ukryta jest pod warstwą polskiego asfaltu...
Prawda, że pięknie prosta ta prosta?





Poniżej jedna z wielu bram wjazdowych do Alfred Nobel Dynamit AG :)
To perełka wymagająca odrestaurowania. Tak, odrestaurowania, nie dyskretnego zalesiania i niszczenia tym samym historycznych budowli w tym regionie...















To tylko niemiarodajny obraz tego, czym jest to miejsce. Mogło by stać śię unikatową ekspozycją, tym samym atrakcją turystyczną, lecz  ( to moje subiektywne zdanie) niewidzialny stróż historii dba o to by o tym miejscu zapomnieć...
Więcej o DAG, w rzeczywistości I.G.Farben ;) tu: http://dag-krzystkowice.manifo.com  lub w wersji akademickiej tu: http://www.dag-krzystkowice.com/glowna.php

I licznikowe gówno prawdy:








Na zakończenie trop:




Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 17.33km
  • Czas 00:54
  • VAVG 19.26km/h
  • VMAX 40.20km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tato, przecież jest lato...

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · dodano: 11.08.2015 | Komentarze 0


I pamiętaj! Nigdzie sam nie wychodź, bo jak coś się stanie, to zanim przyjadę, to odjedziesz...











Kategoria Rodzinnie


  • DST 15.00km
  • Czas 00:48
  • VAVG 18.75km/h
  • VMAX 46.20km/h
  • Temperatura 36.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pocieszony, wracam do domu...

Sobota, 8 sierpnia 2015 · dodano: 09.08.2015 | Komentarze 0


Tatuńcio mnie pocieszył, więc z nadzieją na lepsze rowerowe wyniki potoczyłem się z górki na pazurki, w stronę domu...


Kategoria Merida, Rodzinnie


  • DST 141.35km
  • Czas 05:01
  • VAVG 28.18km/h
  • VMAX 45.40km/h
  • Temperatura 38.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Drastyczny spadek formy ep.1 :)

Sobota, 8 sierpnia 2015 · dodano: 09.08.2015 | Komentarze 2

"Jedźcie, jedźcie dziś na Ochlę, dzieciaki popływają, a ja do Was zaraz dojadę rowerem". :))))))))))))
Niestety okazało się, że moja forma bardzo kuleje i dojazd nad zalew w Ochli trwał dziś bardzoooo długo... Chyba się załamię :) Ciężko mi się kręciło, to i zajechałem do Świebodzina, zerknąć na Jezusa, może dałby mi trochę mocy, ale nie...



Wiadukt braterstwa między kobietami tej samej płci w Rosinie, niedaleko Świebodzina


No to skręciłem w stronę Krosna Odrzańskiego, bo tam po drodze sporo jeziorek, rzeczek, kanałów i strumyków, to i może nieco ochłody będzie. Też nie...

.

W drodze do Krosna Odrzańskiego pewien rolnik gubił nieustannie masę siana. A podobno taka bieda wśród polskich farmerów :)



Po siedemdziesięciu paru kilometrach zasłużona przerwa na przystanku w Gostochorzu, przed jedynym podjazdem na trasie Świebodzin - Krosno Odrzańskie :) Wypociłem kilka litrów, dzięki temu lżej mi się będzie podjeżdżać :)






Sucha Łodra w Krosnie...

A na termometrze przed Dąbiem:




 . No to na Nowogród Bobrzański, obok Dąbia, tam dwa jeziora, to może wreszcie moc powróci. Nic z tego... Nadzieją jedną z ostatnich była burza :) przed Bogaczowem z kultowym chamskim, lubuskim brukiem. Co za pech, spadły cztery krople wielkości arbuza i po burzy. Nadzieję miałem, bo grzmiało, jak w amerykańskich horrorach.




Ulewa... :) 






Bogaczów...

Rozczarowanie... Trudno, w takim razie pojadę ledwo co, najkrótszą drogą ;) nad Ochlę, przez Niwiska.



Tuż za zjazdem z drogi Nowogród Bobrzański-Zielona Góra.

Spotkałem tam pod sklepem agresywnego młodzieńca, któremu nie spodobał się mój radosny wyraz twarzy. Przekonałem go jednak, by oddalił się pośpiesznie, do tego w milczeniu.... :) Gen dziadka, daje mi ciągle moc perswazji metodami bezdotykowymi na najwyższym światowym poziomie :) Po krótkiej wizycie u moich pływających dziewczyn, załamany pojechałem do Ojca szukać pocieszenia i szczerej porady, co by tu zrobić, by nad Ochlę dojeżdżać szybciej niż w pięć godzin :) 




Burza, którą objechałem dookoła, z której podobno coś kapało, ale nikt nie może tego potwierdzić... ;)

Licznikowe gówno prawdy:









I trop, który nie kłamie ;)


Dodam jeszcze, że do dzisiejszej przejażdżki podszedłem metodycznie i by nie zwęglić trzewi, jeździłem prawie cały czas pod wiatr lub też czując go na biodrach, raz z prawej, raz z lewej strony. Poza tym duuuużoooo wody...Może ciut spokojniej było, ale za to przyjemnie chłodno, mimo dość wysokich temperatur :))))) Zatem mit o tym, że w upale jeździ się ciężko, należało by włożyć między bajki... 


Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 63.78km
  • Czas 02:57
  • VAVG 21.62km/h
  • VMAX 55.60km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trzeci i czwarty sierpnia rekreacyjnie i użytkowo :)

Wtorek, 4 sierpnia 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 0

To tak zwany rozjazd ? Chyba nie, bo po pierwsze omijam tego rodzaju terminologię, po drugie czy to coś szczególnego, by stękać i biadolić? :) Nad Ochlę do dziewczyn, popływać, bom usmażon był okrutnie dnia poprzedniego, do Taty i Mamy kontrolnie i z przechwałkami pomaratonowymi. Oczywiście pochwaliłem się medalem, a co! :) 
Żeby nie było, że nie to jeden z tropów.


Swoją drogą podziwiam rowerzystów, którzy  mają czas by włączać gps (?) kilkanaście razy dziennie. Dla mnie to jest nieosiągalne...


:

Dziewczęta nie znają litości :) Obudziły chwilę po szóstej, i mówią, że lepiej teraz jechać nad jezioro niż później, bo później będzie gorąco :))))))

W sumie ścieżka nad zalew jest fajna, w miarę równa i jedynie wielkie szychy wyprowadzają człowieka z równowagi :)



Jest fajna, bo cały dzień zacieniona :)


Kategoria Rodzinnie


  • DST 139.20km
  • Czas 05:51
  • VAVG 23.79km/h
  • VMAX 48.70km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jajka wysmażone, czas wracać, czyli triady część trzecia, ostatnia

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · dodano: 04.08.2015 | Komentarze 5

Mam dość dużą łatwość, radzenia sobie z brakiem snu - trening, trening... ;)), to naturalnym dla mnie było, że po kręceniu wokół Kórnika, wrócę do domu, nie dość, że rowerem, to z ...marszu :) No dobra: wziąłem prysznic, pakowałem resztę gratów, pożegnałem się ze wspaniałymi ludźmi, z którymi miałem wielką przyjemność czynić rowerową wartę  na straży Kórnika :) Sugestia Elizium, że mogę to zjawisko potraktować jako jedną wycieczkę, nie przemawia do mnie, bo:

1. Maraton, to maraton, i tyle. 
2. Brałem prysznic po maratonie, więc ułatwiłem sobie sprawę - na śmierdziela jest trudniej :)
3. Przerwa od zakończenia maratonu, do mojego startu w stronę domu, dla mnie była zbyt długa. Wyjechałem około południa.
4. To i tak nie byłby tzw. rekord dystansu non stop, więc miałem na to mocno wy...bane...
5. Nie o bicie rekordów mi w życiu chodzi...
6. Zawsze znajdzie się ktoś, kto bardziej, mocniej, więcej, dalej... Świadomość tego stanu rzeczy pozwala mi pokornie zmagać się z samym sobą, nie ze Światem, dyskretnie, bez świateł.

Pojechałem do Domu krajówką, bo wydawało mi się, że będzie sprawniej. Nic z tego. Mnogość ścieżek rowerowych wzdłuż trasy, powodowała ból głowy :) Jednak miało to jakiś sens: przy spowolnionej reakcji na cokolwiek, dawało mi to szanse na w miarę bezpieczne dotarcie do domu:)

Już za Mosiną wiedziałem, że się usmażę. Pola, pola i pola...
Sama jazda, bez przygód, bardzo spokojna ;), bo po cóż jeszcze się dogrzewać :) W Kopanicy dłuższy postój pod sklepem. Czipsy, kola i drożdżówa lukrowana poprawiły mi morale. Od Sulechowa, aż pod dom, szatan we mnie wstąpił i nakazał zdzierać łacha z kierowców stojących w korku ( bo na S3 coś tam się wydarzyło) Jak nie z prawej, to z lewej ich brałem :)))

Sumując: od piątkowego południa do niedzielnego, poźniejszego popołudnia :) mój licznik pokazał, że niby przejechałem 871km i coś tam metrów. Wydaje mi się to całkiem prawdopodobne, tym bardziej, że czuję to w nogach :)




W kierunku środka patelni... :)



Skwierczę już nieco... :)))

Trop:


Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 512.90km
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

KMR, czyli poszukiwanie jajek z dwoma żółtkami. Triada - danie główne.

Sobota, 1 sierpnia 2015 · dodano: 04.08.2015 | Komentarze 5



Gwoli wyjaśnienia: To jest oficjalny(?) ślad trasy maratonu. Być może były jakieś drobne korekty, lecz na tyle dla mnie nieistotne, iż nie śmiem kruszyć kopii o 732 metry, w tę, czy też w inną stronę...


Do rzeczy:

1. To był mój pierwszy raz w dużej grupie... Bałem się dość intensywnie, bo nie znałem zupełnie specyfiki takiej jazdy. Jak należy się zachować, a jak nie. Czytanie o tym to jak...:( tak, tak Elizium :) ) tańczenie na temat architektury.  Do Kórnika dotarłem po południu, zalogowałem się w rowerowni i nieśmiało (bardzo) wygrzewałem się w drugim rzędzie przy ognisku :)



Ludożerka, okazała się być bandą sympatycznych i jeszcze bardziej sympatycznych zakręconych mniej lub bardziej ludzików. To mnie ośmielało, lecz ja dzikus jetem, więc trwało to dłuuuugo..., bo aż do następnego dnia ;)

Zdecydowałem się na udział w takiej rowerowej uroczystości, bo: blisko, z ciekawości jak to będzie i z chęci poznania ludzi o których dotychczas tylko czytałem. Wirtualna znajomość jest jednak dla mnie nieco ułomna.
Serdecznie i z wdzięcznością dziękuję za tę przygodę Organizatorom: Krzysztofowi( Elizium), a także tym spośród nich, którzy byli niewidzialni. Chylę czoła, przed Kotem, Wilkiem i Tomkiem, za konsekwentną realizację koncepcji tego maratonu, czyli jazdę wspólnymi siłami, ze wsparciem dla tych którym zły duszek szeptał: odpuść, jesteś już zmęczony(a),  po co masz jechać do końca... Tak to sobie wyobrażałem, i tak też było. Razem. To niezwykłe. Nie wiem co napisać o przebiegu maratonu, bowiem interesuje mnie zazwyczaj samo kręcenie, nie zaś analizowanie, co, gdzie, na którym kilometrze... Nie umiem tak... Wolę czerpać przyjemność z samej jazdy niż pławić się, chełpić się cyferkami...Jedno jest pewne: Bardzo miło gawędziło mi się z Emesem, Keto, Kahą ( choć chyba tylko chwilę), Jubudubul, także często mnie zagadywał, choć ja, nie wiem czemu akurat średnio rozmowny byłem ;)

Z przygód moich własnych godnym odnotowania jest fakt, że jakieś piętnaście kilo przed Chodzieżą, otrzymałem się sygnał od matki natury, że na pobliskim leśnym parkingu rośnie mech, i że to może mnie zainteresować. Skusiłem się :) Mech faktycznie był wyjątkowy i dość długo mu się przyglądałem. Ale, zaraz, zaraz... przecież trzeba jechać dalej :)  No i w panice ruszyłem, by dogonić grupę :) W Chodzieży szybki telefon i konsultacja z rmk ( dziękuję!), czy na pewno, ale tak na pewno dobrze jadę( nie miałem gps, tylko papierowe zapiski). Okazało się, że zapiski są godne wypasionego garmina, więc za jakiś czas dołączyłem do peletonu:) Uff... Pozwalam sobie zamieścić zdjęcia nie mojego autorstwa i mam nadzieją, że nikomu tym samym kolca w oponę nie wbijam:)



Przed startem na rynku w Kórniku



Gdzieś w trasie ( dzięki uprzejmości Trollkinga, już wiem: czewo dymasz stare... Ups... ;))) Dymaczewo Stare :)  )



Pierwszy postój w Grodzisku Wlkp.



Chyba jedyna guma na maratonie, okazją do chwili relaksu...



Micha się cieszy... :)



Choć kilkanaście godzin później  morda jak prawie po połówce :))))



Fantastyczne barierki... ;)




O poranku w Śremie





Remont za Czarnkowem




Razem, to razem, nie inaczej.:)



Po wręczeniu okolicznościowych medali...



Jeść, pić ....




Nie ma w tym krzty nieskromności,. Zaiste król imprezy i moc doświadczenia w jednej osobie.




Postój w Piotrowie i przepyszny makaron, nawet był, lub miał być w wersji wege :)



I jeden z tych niewidzialnych, którzy nas wspierali.



Brama, jako idealna linia mety :)



Sieraków



Dobrze jest znać właściwe miejsce w szeregu...



Ups... :) To znowu start :)




Przez pola i szutry....




Zjazdy i górki....



Z medalem na klacie :)

Wielki szacun, szczególnie dla Kahy, ogólnie dla dziewczyn i mniej lub bardziej emtebowców.  I choć w grupie jest wyraźnie inaczej niż solo, to jedno jest pewne: Pińćset, to zawsze jest pińćset.  To nie podlega dyskusji, bo nie tańczy się na temat architektury...
Było mi dobrze, chciałem tego, miałem nadzieję, że tak będzie i tak było!!! Jestem przeszczęśliwy :)

I na koniec ( także nie moje wideło) z naszych harców wokół Kórnika