Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Walery z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 23558.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2487 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Walery.bikestats.pl
  • DST 44.40km
  • Czas 01:37
  • VAVG 27.46km/h
  • VMAX 46.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niemiecki sen

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 17.08.2014 | Komentarze 0



W drodze po marzenia zmagałem się dwukrotnie z deszczem, raz nawet niczego sobie ;)







I w końcu mnie dopadł :) Wprawdzie dzisiaj było mi to nie na rękę, ale nie będę się po przystankach chował :) Marzenia jeszcze mi odjadą i co?




A za moment było już tak, jakby tylko polewaczka przejechała... ;)





Oto bohaterka dzisiejszej terapii nawilżającej :)





Ale nic to, pojechałem dalej po marzenia...







  • DST 135.30km
  • Czas 05:28
  • VAVG 24.75km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieszczu w deszczu... :)

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0



Historia będzie krótka, za to obrazków nieco więcej...

Plan1.

Ponieważ dziewczyny prażą się w... Trzęsaczu :) miałem do nich pojechać, zjeść musli z muszli i wrócić następnego dnia, bo w sobotę praca czeka lekka, łatwa i przyjemna :)
Okazało się, że praca lekka, łatwa i przyjemna miała wydarzyć się niespodziewanie w piątek też...
No to lipa..

Plan 2.
Ponieważ piątkowa lekka, łatwa i przyjemna praca nie zaistniała, bo w Krainie Gospodarności ;), czyli w Poznaniu, ktoś zapomniał :), że akustykowi też trzeba zapłacić :), pomyślałem sobie, że wreszcie pojadę do Leśnej :)

Ale nie...

Plan 3.

Ponieważ, nie wiem kiedy wyłączyłem budzik nastawiony na godzinę 5.00, naturalną konsekwencją tegoż dziwnego zdarzenia było jeszcze bardziej dziwne zjawisko: wstałem po dziesiątej :)

Wobec powyższego wyluzowałem się doszczętnie pod lodowatym porannym ;) prysznicem i bez napinki na cokolwiek postanowiłem pojechać do Witkowa między Kożuchowem a Szprotawą, by pofotografować sobie średniowieczną wieżę mieszkalną w niezbyt dobrym stanie, choć kompletną.

Ruszywszy, spojrzałem na bagażnik i mało nie spadłem z roweru :) Z tyłu dyndał zestaw na czterysta kilometrów, a jadę na jakieś niewiele ponad sto :) i nawet espedy przełożyłem z Maryśki do Holownika :) Kabaret...

Nieco się zdziwiłem jadąc przez miasto, bo było jak wymarłe niemal...






Kilka intensywnych neuronowych transportów i jest!!! Przecież dziś święto kościelne! To wyjaśnia, dlaczego w jednym z najbardziej czerwonych miast Polski ulice są puste w dzień tzw. wolny... Za to przed konfesjonałem kolejki kłamczuchów :)

Skoro wieża mieszkalna średniowieczna, to i zamek być musi :)

Kożuchów i jego jedna z perełek:









Eh... gdybym tak zawsze jechał zgodnie z wymyślonym wcześniej planem, to... zanudziłbym się niemożliwie...
Radośniejszy po rozmowie na przystanku z miłym starszym Panem, zapomniałem skręcić pierwszym możliwym zjazdem na Witków :)
Korzyści z tego są takie, że mogłem z politowaniem spojrzeć na cececa polkowice( przynajmniej taki miał strój i rower), którego mina mimo, że zasuwał zacnie mówiła: dlaczego moje duraacze musi jechać w deszczu, nie zdążyłem zwiać przed deszczykiem... Ojej...
A ja, siedząc sobie beztrosko na przystanku zajadałem się tłuszczem czekoladopodobnym z super sklepu i zawzięcie dyskutowałem  ze wspomnianym mieszkańcem  Borowiny. Ale to było fajne :)

W Pasterzowicach skręciłem wreszcie na Witków, choć niewiele brakowało, a pojechałbym dalej, na Szprotawę i Żagań ;)






Ponieważ nawierzchnia zaczęła się robić downhillowa, wobec tego zluzowałem jeszcze bardziej i... sielanka pełną gębą... :)

Przypomniało mi się w międzyczasie, że dziś ma po południu być sporo lokalnych opadów deszczu ( dobrze, że nie gówna ) i nadałem nowy sens mojej przejażdżce: Przednim kołem prosto w burzę! :)_ Trochę początkowo kiepsko mi szło, bo asfalt mokry a, a ja jeszcze nie :)




Mylił by się ten, który by pomyślał, że Witków i okolice, to zatęchłe wiochy. Wprawdzie zatęchłe i do tego faktycznie wiochy, ale z rasową historią.

No i stało się: podczas sielankowej przerwy gastro na przystanku w Witkowie spadł pierwszy  porządny deszcz. Uwaga! To nie była ulewa, a zwyczajny ciepły, sierpniowy deszcz :)

Pożarłem dwie buły uszykowane na Leśną i gdy ruszyłem, po paru metrach zajarzyłem, że nie w tą stronę :) Ale, że nie chciało mi się już zawracać, z wymuszonym lekkim żalem pomknąłem w stronę Siecieborzyc, które historię swoją mogą z dumą prężyć na mapie.








To właśnie kolejny deszczyk przed Siecieborzycami...


Poniższy budynek ciągle stoi pusty i nic. Po prostu nic... Nie obchodzi mnie, czy to jest państwowe, czy prywatne. Jest już zabytkiem i powinien błyszczeć, lśnić dawać świadectwo...historii. A tu nic...





Mnie najbardziej urzeka niezwykle harmonijny... podjazd




Dwadzieścia lat temu, gdy ledwo co dojeżdżałem tam, a zwłaszcza ledwo co wracałem moim czerwono metalicznym Wagantem z chromowanymi błyszczącymi obręczami i białymi chwytami, ten budynek wyglądał tak samo. To niedopuszczalne i smutne zarazem...

Później na Chotków a tam... ;)









Właśnie tak! Wreszcie mi się uda i wjadę w burzę :)





Już jest po lewej i za chwilę...





No cóż... Miałem wjechać w burzę ?





No to wjechałem :)

To bardzo proste zadanie, tak samo jak jazda między deszczowymi chmurami. Wystarczy znajomość terenu i niekoniecznie sokoli wzrok :)

Po dłuższej chwili mokrych rarytasów taka oto niespodzianka:


Broniszów :)




















I mimo, że coś tam się dzieje, to jednak stan daleki jest od moich oczekiwań. Tak. Dwadzieścia lat temu wyglądał tak samo.

I refleksyjnie: Nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że socjalizm był fajny, bo można było jeździć na wczasy, a ocet był w każdym sklepie...

A w nagrodę po deszczowej piosence:










Właściwie po tęczy przejażdżka mogła by się zakończyć:) Lecz po punkcie kulminacyjnym nastąpić musi (bądź powinno) wyciszenie...


Oto i ono:





































  • DST 75.80km
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

City to widzisz ?

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0

Cargo tripy i miejskie ekscesy solo pracowitego tygodnia :) Od poniedziałku do czwartku.


Kategoria Rodzinnie


  • DST 137.20km
  • Czas 04:43
  • VAVG 29.09km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Speęd up... Speęd down... :)

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 0



Speęd up:

Obudziłem się tradycyjnie za późno :) Ale za to miałem misję stworzenia porannego śniadania :) po czym pośpiesznie przetarłem Mariannę i ruszyliśmy zrobić zdjęcie Bobru za Krosnem Odrzańskim bez barierek, bo jakoś ciągle mi się nie udawało ;)





I jest! Wreszcie bez barierek:)

Chociaż...





Ups... Znowu... ;)

Zdziwienie mnie nieco ogarnęło, bo na tym postoju wypiłem cały zapas domowego soku, czyli dwa litry naraz... hm...
Ale ta tablica wszystko wyjaśni:





Dobrze, że w tej części trasy wiał bardzo mocny, boczny wiatr, bo możliwe, że ugotowałbym się, zwłaszcza, że większość dzisiejszej przejażdżki miała być w słońcu... Taki pomysł :) Bardzo lubię drogę z Zielonej Góry do Gubinka, nawet jestem w stanie tolerować odcinek do Krosna Odrzańskiego (kierowcy...). bo: jest to droga o dobrej i bardzo dobrej (od Krosna) nawierzchni i fajnie się  nią naciera :) i mimo delikatnych podjazdów jest z górki ;)  (przynajmniej do mostu na Bobrze)




Speęd down:

Od Krosna do Gubina wiatr chłodził w dalszym ciągu bardzo intensywnie, lecz już nieco bardziej od przodu, w lewe oko dął :)





Żary... tropiku...

Od skrzyżowania na Biecz, Lubsko, wiatr zawiewał, i to bardzo bardziej (to dobrze, bo jechałem teraz pod słońce), ale spryciula atakował mnie prosto w nozdrza :)

Ten fragment drogi jest miły,, ruch znacznie maleje, niestety nawierzchnia aż do Nowogrodu Bobrzańskiego ( z wyjątkiem obwodnicy Lubska ) choć sprawia wrażenie zadowalającej, jest niestety, delikatnie ujmując albańska, co w połączeniu z dzisiejszym wiatrem może nieco irytować. Lecz jest na to sposób: wyluzować i jechać po prostu wolniej, chyba, że stan naszego kręgosłupa jest nam obojętny...





Biecz...




Wielka szkoda, że to ruina... ;(

Na pocieszenie zapełniłem kieszenie śliwkami węgierkami, bo i tak jechałem wolno, pusta droga, więc pożerałem je bezlitośnie. A, że to śliwka wiejska, nie chemiczna, to i nadzienie miała. Tak, różowe robaczki... :) Wszak białko w drodze też się przyda :)  Pychota...

Po postoju w Nowogrodzie Bobrzańskim przy wodopoju, było już normalnie, a wiatr owiewał  tym razem prawe oczko i uszko :) W międzyczasie, zadzwoniła do mnie przera Żona, bo w domu oberwanie chmury i gradobicie :)
Poczułem skutki tej ulewy zjeżdżając z wilkanowskiej moreny...





Spodziewałem się sporego i miłego ochłodzenia, a tu... Jakbym wjechał na most nad gotującą się w czajniku wodą...
Trochę to niebezpieczne doznanie, bo chwyty i rogi momentalnie zrobiły się mokre, a ręce zaczęły mi się ślizgać. I to wszystko na zjeździe :)  Ale co? Ja nie dam rady? ;)

I tak oto kompletnie mokry, bynajmniej nie od deszczu wróciłem radośniejszy do domu :)

A oto prawdy licznikowe, by nie było, że istnieją tylko gówno prawdy...





średnia całości...





Maksymalna...





Czas...





Dystans...


Ronald Regan mawiał, że fakty to bzdury. Więc i ja mam, do tego dwa rodzaje bzdur i jest mi z tym doooobrzeee... :)


Prędkość maksymalną wpisuję z licznika...





















Kategoria Merida, Sto plus


  • DST 80.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 30.38km/h
  • VMAX 56.70km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mroczna przejażdżka

Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 09.08.2014 | Komentarze 0



A było tak fajnie...




Dziś udało mi się przeżyć, bo... bardzo chciałem.  I mam nadzieję, że już nie będę musiał jeździć środkiem podwójnej ciągłej, obijając się o samochody, które jechały... w tę samą stronę. Biodra całe :) A,że nie przewróciłem się, to obaj (!!!) , tak po prostu pojechali sobie dalej... A ja? Z nadmiaru wrażeń zrzygałem się serdecznie... Sorry, taki mamy klimat jednak... Za dużo meczetów, to i barbarzyństwa też bezmiar...  Jestem chyba dzieckiem szczęścia... :)

Prędkość max z licznika...



Kategoria Do stu, Merida


  • DST 21.40km
  • Czas 01:26
  • VAVG 14.93km/h
  • VMAX 35.50km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pogromcy tęczy i kaczek, czyli Lauring cargo trip

Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 09.08.2014 | Komentarze 0


Dziś było między innymi tak:
























Dziś dowodów nie zamieszczam... :)




  • DST 139.40km
  • Czas 06:43
  • VAVG 20.75km/h
  • VMAX 49.90km/h
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ale o co chodzi...?

Środa, 6 sierpnia 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 0





Ot, tak przypomniało mi się, że jakiś czas temu rozmawiałem z Kolegą Golasem o harcach w jego posiadłości. Trochę to trwało, nim się zdecydowałem i urządziłem Laurze trip tygodnia :) Do przejechania w przyczepie: około stu pięćdziesięciu kilometrów, co wcale nie jest takie oczywiste i łatwe z dzieckiem, które szybko się nudzi. Dlaczego się nudzi? To słodka tajemnica rodziców... :) Wizja jazdy konno i do tego na czterech koniach przesłoniła wszelkie niedogodności: dziurawe drogi, czas spędzony w przyczepie...;)




Pan Józek z Chociul zasponsorował  taką oto, asfaltową i całkiem niezłą drogę rowerową :)
Jak to hodowcy kur. Ci, to mają gest... :)






I co się gapisz?





Były śpiewy, harmonijka i inne takie rock und roll...




W Świebodzinie toczyliśmy zawziętą dyskusję o  figurce, że jednak wcale nie wygląda jak Statua Wolności...
Nie ma przecież restauracji w koronie :)

To podjazd - wyjazd na Lubrzę za cmentarzem, a przed.... dawnym Polmozbytem... :)





To już wiadukt nad A2 bodaj w Stoku...





Trochę cofnę się w czasie: to zawiniątko ;) , to jabłka i marchewki dla dzikich mustangów Kolegi Golasa :) Ilość wystarczającva, by się z nimi zaprzyjaźnić...




W Łagowie ( o czym nieco później) przypomniało mi się, że do Jemiołowa prowadzi zacny podjazd. Lecz ponieważ przyczepa, a szczególnie przeładowana, pcha człowieka z górki, to zaadoptowaliśmy tę skłonność urządzenia do jazdy pod górkę :)  Działa jak machiny DaVinci.




Ten sam podjazd nieco dalej...





Maszt radiowo-telewizyjny w Jemiołowie...





Ot i prolog naszej misji...

Zaczarowana dorożka i... wróżka...




Pod czujnym okiem Polaka i Katolika ;) Laura miała niezłą jazdę...





W drodze powrotnej spotkaliśmy jemiołowskie kaczuchy zgodnie zmierzające do wioskowego baseniku... :)





A to już sesja na zamku w Łagowie Lubuskim...
















Podobnoż w czasie wojny ruscy nieźle ten zamek zmasakrowali...

Po wojnie ich socjalizm sponiewierał go jeszcze bardziej i obecnie jest cieniem samego siebie z lat świetności...

A tak na prawdę, to liczą się tylko brudne od trawy kolana. Może nie? :)





Przyzamkowy kościół....





Dziedziniec zamkowy trochę jakby kambodżański... ;)









Uwielbiam kamienne mury, mam na ich punkcie niemal szajbę...






Czy ten znak drogowy nie mógł by być choć piętnaście metrów przed tą wieżą mieszkalną?

Później poświęciłem się maksymalnej koncentracji, by dotrzeć bezpiecznie do Świebodzina drogą gdzie tir trąbi na tira, bo ten tira innego wyprzedzić nie może... :) Jeszcze później dzielna dżokejka zasnęła na jakieś trzydzieści kilometrów i obudziła się dopiero pod domem, choć uparcie twierdzi, że tylko udawała, że śpi :)


Na koń! :)



Na zamek:




I za mury...




















Kategoria Rodzinnie, Sto plus


  • DST 9.40km
  • Czas 00:36
  • VAVG 15.67km/h
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Shop pracz

Wtorek, 5 sierpnia 2014 · dodano: 06.08.2014 | Komentarze 0

Takie tam chlorowe kombinacje cargo...




Nie mogę być nie uszczypliwy: oto dowód :)




  • DST 19.90km
  • Czas 01:10
  • VAVG 17.06km/h
  • VMAX 40.30km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Holownik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po coś i po nic, po mieście...

Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 0

Cargo trip...




  • DST 82.70km
  • Czas 02:43
  • VAVG 30.44km/h
  • VMAX 53.40km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Droga śmierci...

Piątek, 1 sierpnia 2014 · dodano: 01.08.2014 | Komentarze 0



Nie mam pojęcia, co mnie podkusiło aby pojechać drogą z Zielonej Góry na Krosno Odrzańskie, w Dąbiu na Nowogród Bobrzański i z Nowogrodu, Drogą Śmierci do Zielonej Góry i dalej do domu... W sumie wiem, bo trasa jak lustro niemal, za wyjątkiem odcinka Krosno - Nowogród. Do Krosna jechało się szybko mimo mega dużego ruchu, jednak spokojnie, bo krośnieńskie oszołomy już około dziewiętnastej są kompletnie pijani i zalegają pod elektrycznym grillem w ogrodzie stryja... ;) Średnia, w momencie gdy skręcałem w Dąbiu na Nowogród była taka, jakbym zżarł nieco EPO :)  34km/h  To chyba przez to, że dziś potrzebowałem zrzucić balast emocji, bo synio ninio pojechał na pierwsze, porządne, bardzo rokendrolowe wakacje :) A ponieważ doskonale znam zagrożenia tej pięknej, acz niebezpiecznej  strony życia, zwłaszcza dla nastolatka, to musiałem wyczyścić łeb z koszmarów... Przy okazji, po drodze porobiłem mikro peleton szosowców zorganizowanych w sklepowy zielonogórski team i jednego samotnika na szosie. Trochę się zdziwiłem, bo albo nie podjęli wyzwania, albo albo...  ;) Zaryzykowałem, troszkę się czając, gdy do nich dojeżdżałem, bo wszyscy (sześciu), byli na szosowych rowerach, a moc nawet tak małej grupy może być niewyobrażalna... Ale co mi tam... Przecież ja nie żyję z jeżdżenia na rowerze więc, nawet jak by mnie łyknęli, to dramatu nie ma, zwłaszcza, że znam swoje miejsce w szeregu... Jednak gen dziadka zobowiązuje i  nie boję się donkiszotyzmu, tym bardziej, że wiedziałem ile dziś chcę przejechać i jak... A satysfakcja z porobienia bandy szoszonów trekingiem jest  wielka. Trochę jednak próbowali, bo przez moment czułem, brzęczenie przełączanych manetek, jednak do zjazdu na Nowogród, to ja rozbijałem powietrze w pył... Szkoda w takich sytuacjach, że nie mam prawdziwego roweru szosowego,  bo rozbijałbym owe powietrze w pył bardziej, na miarę ciężaru mojej lewej , bądź prawej nóżki, i szkoda, że w przyszłym roku, też to będzie tylko marzeniem. Nowe pokolenie ma pierszeństwo! :)  Gdyby zależało mi na średnich, to nie puściłbym się z Krosna do Nowogrodu, bo tam jest Bogaczów i...





przez całą wioskę, takie oto lubuskie atrakcje... Ale, to dobrze, bo chciałem zbadać nowe opony na takiej nawierzchni, przy ekstremalnym jak dla mnie ciśnieniu dziesięciu atmosfer... Odważyłem się tam jechać maksymalnie piętnaście kilometrów na godzinę, ale tylko przez moment. Z reguły nie przekraczałem dziesięciu...  Bogactwem, jakimkolwiek, to biło tam raczej ze dwieście lat temu...  Ale, że lubię się dość często na rowerze znurać niemożliwie, to dzięki temu naturalnemu spowolnieniu, mogłem dociągać do końcowej średniej. Dla kompletnie  całkowitego amatora rowerowego, to świetna zabawa i... terapia :)  The End...

Acha...

P.s.

Unikajcie w tygodniu dróg: Zielona Góra - Krosno Odrzańskie i  Zielona Góra - Nowogród Bobrzański. Zwłaszcza tej drugiej. Te drogi dla rowerzystów są bezpieczne tylko w niedziele, do chwili, gdy lokalni pogromcy szos nie ruszą do miacha na lans... Dlaczego? Ano dlatego, że za każdym razem, gdy jadę którąś z tych dróg, mam szansę zostać Aniołem... I mimo to, czasem o tym zapominam, bo dobra nawierzchnia kusi...



Kategoria Do stu, Merida